Nie wieeeeerzę. 54 strony w Wordzie. Już
wiem, jak czuła się YurikO, pisząc tak długie opowiadanie (Skyfall -> http://reach-the-climax.blogspot.com/2014/10/skyfall.html POLECAM
Z CAŁEGO SERCA). Sprawdzanie było najgorsze, wierzcie mi. Tak mi się już nie
chciało tego czytać, no ale… Mimo wszystko mogłam coś przeoczyć, więc w razie
czego – piszcie od razu.
Przyznaję, to nie jest mój
pomysł. Bazowałam na Black Ice Becci Fritzpatrick, zmieniłam
niektóre motywy/sceny/końcówkę. Wiem, wiem, znowu się na czymś opierałam,
jestem beznadziejna i w ogóle A FE, ale obiecuję, że kolejna partówka będzie
mojego wymysłu – nawet mam już na nią pomysł. xD
Jeśli chodzi o nazwy miejscowości i gór,
to są one prawdziwe, ale ręki nie dam sobie uciąć, że prawidłowo ich użyłam.
Wiecie, nie miałam jeszcze okazji być w Japonii ani chodzić po tamtejszych
szlakach. :D Uznałam jednak, że wymyślanie ciekawych nazw nie jest moją mocną
stronę, dlatego trochę poszperałam po internetach i macie. (Ech, nie powinnam
się przyznawać, to jeszcze nikt by się nie zorientował, a ja taka szczera...)
Tak czy siak - mam nadzieję, że będzie Wam
się miło czytało i jakoś to przetrwacie. :)
ENJOY!
historia
pewnej zakładniczki
–
Dom! Sakura, tam jest jakiś dom!
Powiodłam
wzrokiem za palcem Ino, aż w końcu z daleka, pomiędzy drzewami i obficie
padającym śniegiem, zauważyłam drewnianą chatkę. Na sam ten widok serce zabiło
mi dwa razy mocniej i jednocześnie odczułam niesamowitą ulgę. To oznaczało
ratunek.
Na
tyle szybko, na ile byłyśmy w stanie, zaczęłyśmy przedzierać się przez coraz to
większe zaspy śniegu. Każdy krok sprawiał mi niewiarygodny ból i wymagał ode
mnie nakładu tak dużej ilości energii, że nie byłam pewna, czy w ogóle do tego
domu dotrę. Niemal nie czułam nóg i rąk, a twarz szczypała mnie od mrozu i
ostrego wiatru. Mrużyłam oczy, chowając się za szalikiem, ale to niewiele
dawało. Było mi zimno, czułam zmęczenie i ogromny głód.
Mimo,
że coraz bardziej zbliżałyśmy się do domku, wcale nie czułyśmy radości. Obie
opadłyśmy już z sił, jednak ja jeszcze byłam w stanie ustać na nogach, a Ino
już nie. Padła w śnieg, sztywna jak kłoda.
–
Ino! – jęknęłam i podeszłam do przyjaciółki. Na jej czerwonej od mrozu twarzy
malował się spokój. Jedynie oczy zdradzały, jak bardzo się bała, że zamarznie
tu na śmierć. – Ino, już niedaleko – wysapałam i uklękłam obok dziewczyny. –
Nie możesz się teraz poddać. Rusz dupę, no!
Dziewczyna
szczękała zębami jak najęta i powoli skinęła głową. Walczyła ze swoimi
słabościami i niesamowicie mi imponowała. Nie spodziewałam się ujrzeć w niej
tyle samozaparcia i siły. Szłyśmy już półtorej godziny, z każdą minutą coraz
bardziej zziębnięte i słabsze, a ona mimo wszystko odważnie parła do przodu.
Ino, ta, która nigdy nie musiała sprzątać, gotować, czy nawet ćwiczyć. Ta,
która nie miała kondycji i była typową blondynką, skupiającą na sobie uwagę
krzykliwością głosu i ubioru. Moja Ino, moja przyjaciółka.
–
Pomocy! – krzyknęłam z nadzieją, że osoby z chatki mnie usłyszą. Wiatr dął
jednak tak mocno i głośno, że mój głos rozpływał się w powietrzu. Sama ledwo
dosłyszałam swój krzyk. – Pomocy! – wydarłam się jeszcze raz, ale na marne.
Ostatecznie
pociągnęłam Ino za fraki, pomagając jej stanąć w pozycji pionowej. Dziewczyna
złapała się moich ramion i patrzyła na mnie załzawionymi, zmęczonymi oczami,
pełnymi nadziei na pomoc.
–
Chodź – rozkazałam, ciągnąc ją za sobą za rękę. Rozgarniałam śnieg, ułatwiając
jej przejście, choć sama czułam wszechogarniający ból. Zacisnęłam jednak
szczęki, gotowa pomóc i sobie, i przyjaciółce.
Po
ciągnących się w nieskończoność kilkunastu minutach, stałyśmy wreszcie na
werandzie i waliłyśmy w drzwi. Nasze zniecierpliwienie sięgało zenitu, gdy
przez dłuższy okres czasu nikt nam nie otwierał, pomimo światła, zdradzającego
obecność lokatora. Ino walnęła mocniej w drzwi i przeklęła pod nosem, aż w
końcu do naszych uszu doszło ciche „Idę już, idę!”.
Popatrzyłam
na zdenerwowaną przyjaciółkę i posłałam jej przepełniony ulgą uśmiech. Obie z
trudem panowałyśmy nad płaczem, który jednak w tych warunkach nie był wskazany,
bo mogłoby się to źle skończyć. Musiałyśmy wytrzymać jeszcze chwilę, jeszcze
króciuteńką chwilę, jeszcze to przekręcanie zamka, uchylanie drzwi…
Uderzyło
w nas ciepło dobiegające z domku, które najprawdopodobniej dawał żywo palący
się kominek. Przez chwilę obie nie wiedziałyśmy co powiedzieć, zafascynowane
odrobiną przyjemnego powiewu.
Popatrzyłam
na wysokiego mężczyznę, spoglądającego na nas z ogromną niechęcią. Właściwie,
wzrok wlepił we mnie, tak jak i ja w niego. Kojarzyłam go. Te czarne oczy i
równie ciemne włosy swobodnie opadające na czoło, jasna karnacja i wyraźnie
zarysowane kości policzkowe – kogoś tak przystojnego nie da się zapomnieć.
Spotkaliśmy się kilka dni temu w sklepie i nawet rozmawialiśmy, dlatego od razu
przypomniało mi się jego imię. Westchnęłam z jeszcze większą ulgą, bo ogarnęła
mnie pewność, że uzyskamy od niego pomoc. Zapamiętałam Tetsu jako człowieka
sympatycznego, więc nie miałam już żadnych wątpliwości.
–
Sakura? – Chłopak uniósł wyżej brew i założył ręce na klatce piersiowej. Oparł
się o framugi drzwi, zagradzając tym samym wejście do środka.
–
Znasz go? – spytała Ino zszokowana, na co tylko skinęłam głową. – Zresztą
nieważne. Potrzebujemy pomocy – powiedziała od razu, dalej szczękając zębami.
–
Co wam się stało? – spytał poważnie, ignorując moją przyjaciółkę. Jego zimny
wzrok kompletnie mi się nie spodobał. Poznałam innego Tetsu – uśmiechającego
się szarmancko, o ciepłym spojrzeniu, emanującego życzliwością. A on? Był
oschły i nie wydawało się, żeby chciał nam pomóc.
–
Nie widać? – parsknęła Ino, przebierając nogami z zimna. Wiatr dalej smagał nasze
plecy, a ciepło kominka już przestało do nas dochodzić. – Czy możemy
porozmawiać w środku? Wierz mi, zaraz tu zamarzniemy!
–
Nie – odparł chłodno Tetsu. – Nie możecie tu wejść.
Patrzyłam
na niego w szoku i mogłam się założyć, że Ino również. Nie spodziewałam się po
nim takiej odpowiedzi.
–
Ale…
–
Tetsu, kto to? – Z domu dobiegł do nas kobiecy, dość piskliwy, głos. Po chwili
w drzwiach pojawiła się wysoka, czerwono-włosa dziewczyna z okularami o
czarnych oprawkach na nosie. Zlustrowała nas wzrokiem, a później utkwiła
spojrzenie w chłopaku.
Nie
chciał nas wpuścić przez swoją dziewczynę?! Serio?! A gdzie tu współczucie?!
–
Potrzebujemy pomocy, a twój kochaś nie chce nam jej udzielić – warknęła
zniecierpliwiona Ino. – Nie możecie nas tutaj zostawić, bo zamarzniemy! –
jęknęła błagalnie.
–
Nie no, jasne – zgodziła się dziewczyna i posłała nam ciepły uśmiech. –
Wejdźcie, zagrzejecie się…
–
Nie – warknął Tetsu. – Nie są nam tutaj potrzebne.
–
Ale…
–
Niech wejdą – warknęła dziewczyna i pociągnęła za sobą znajomego. Kruczowłosy,
chcąc nie chcąc, zrobił nam miejsce, obdarzając nas przy ty morderczym
spojrzeniem. Bijący od niego chłód zmroził mi krew w żyłach bardziej, niż
minusowa temperatura, śnieg i ostry wiatr. Mimo wszystko minęłam go i od razu
zaczęłam pocierać ręce, by przywrócić w nich krążenie.
Gdy
tylko drzwi zostały zamknięte, a zimno przestało atakować nas z każdych stron,
odczułam ulgę. Myśl, że znalazłyśmy pomoc, otuliła mnie swoimi ramionami i
pomagała się rozluźnić.
Razem
z Ino zdjęłyśmy przemoczone buty. Nasze grube skarpety niemal ociekały wodą, na
co obie się skrzywiłyśmy. Nie czułyśmy stóp i nawet nie chciałam wiedzieć, w
jakim były stanie.
–
Dam wam ciepłe skarpety – powiedziała dziewczyna i zniknęła za rogiem
korytarza. Tetsu natomiast został z nami i wpatrywał się w nas z nienawiścią.
–
Możesz mi wyjaśnić, o co ci chodzi? – syknęłam, ledwo mogąc ustać na nogach.
Ino już dawno usiadła pod jedną ze ścian i objęła się rękami, zbierając jak
najwięcej ciepła.
–
Nie powinno was tu być – odpowiedział chłodno. Jego czoło zmarszczyło się w
gniewie, ale jak tylko jego dziewczyna pojawiła się w przedpokoju, wróciło do
dawnej, gładkiej struktury.
–
Macie.
Wzięłyśmy
od dziewczyny skarpety z nieskrywaną wdzięcznością. Usiadłam na ziemi, nie
mając pewności, czy byłabym w stanie ustać na jednej nodze. Jak tylko zdjęłam
przemoczone ubranie, zauważyłam, że miałam sine palce. Zerknęłam szybko na
stopy Ino, które na szczęście były w lepszym stanie od moich.
Ignorując
ból, naciągnęłam suche skarpety na stopy i zaczęłam je rozmasowywać. Miałam
nadzieję, że wrócą do dawnego stanu.
Z
pomocą ściany podniosłam się do pionu, a potem podałam rękę Ino. Zdjęłyśmy
kurtki i za radą dziewczyny, zaniosłyśmy je do pokoju z kominkiem i
przewiesiłyśmy przez oparcie krzesła. Nie czekając na nic, dopadłyśmy do ognia
i zaczęłyśmy się ogrzewać oraz suszyć mokre spodnie.
–
Jestem Karin. – Zerknęłyśmy na dziewczynę i równo skinęłyśmy głowami.
–
Sakura – odparłam, rozluźniona ciepłem, które mnie otaczało.
–
Ino – dodała moja przyjaciółka.
Karin
usiadła na kanapie i podciągnęła pod siebie kolana, a Tetsu dalej stał w
drzwiach i mierzył nas ponurym spojrzeniem. Nie wiedziałam, skąd ta zmiana, ale
dla świętego spokoju postanowiłam go zignorować. Szczęście, że jego dziewczyna
była normalniejsza.
– Co
wam się stało? – spytała z ciekawością, ale i przejęciem. Zerknęłam na Ino, ale
ta nie zamierzała udzielić odpowiedzi. Boczyła się na mnie, bo to ja wymyśliłam
sobie wyprawę w góry na czas naszych wakacji, podczas gdy inne koleżanki
pojechały nad cieplutkie, pełne słońca i przystojnych, półnagich mężczyzn,
morze.
–
Jechałyśmy w kierunku Tōgasayama, u podnóży tych gór
mamy domek, który był naszym celem, ale zastała nas śnieżyca, a moje auto nie
jest przystosowane do tego typu warunków i zwyczajnie nie chciało dalej jechać.
Zresztą… Wiecie dobrze, jak wąskie i strome są tutaj drogi. Jazda oblodzoną
trasą nad urwiskiem była zbyt niebezpieczna – wyjaśniłam. – Nie mogłyśmy zostać
w aucie, bo bez włączonego silnika byśmy zamarzły, a i tak akumulator raczej
nie wytrzymałby całej nocy. Musiałyśmy znaleźć schronienie.
–
Daleko stąd zostawiłyście samochód? – spytał Tetsu. Odruchowo zerknęłam w jego
kierunku, czego zaraz pożałowałam, bo od jego postawy aż zrobiło mi się na
powrót zimno.
–
Mniej więcej półtorej godziny drogi stąd – odparłam słabo, obawiając się, do
czego zmierza. Jak jeszcze niedawno nawet go lubiłam, tak teraz nienawidziłam z
całego serca.
–
Gdybym was pchnął, nie ruszyłby? – Moje oczy automatycznie się rozszerzyły.
Przeniosłam błagalny wzrok na Karin, która z kolei piorunowała spojrzeniem
Tetsu.
–
To zbyt niebezpieczne – wyznałam cicho.
–
Aż tak ci przeszkadzamy? – syknęła Ino. – Naprawdę taki problem widzisz w
przenocowaniu dwóch, przemoczonych, zmarzniętych i niemal umierających,
dziewczyn?
–
Daj spokój, Tetsu, dobrze? – Karin wstała z kanapy i podeszła do chłopaka. –
Niech zostaną.
Kruczowłosy
obdarzył ją jeszcze zimniejszym spojrzeniem, niż mnie i Ino, po czym wrócił
wzrokiem do nas. Czułam się przy nim jak w areszcie. Ciągle stał w przejściu i
nas obserwował, nie odzywając się do tego nawet słowem. I w dodatku chciał nas
wyrzucić w taką pogodę za drzwi, co było istnym absurdem. Gnojek.
–
Jesteście tylko wy dwie? – spytała Karin.
–
Tak – odparłam spokojniejsza.
–
Ktoś na was czeka w tym domku?
Nim
Ino zdążyła cokolwiek powiedzieć, zaprzeczyłam. Mój instynkt samozachowawczy kazał
mi ukryć niektóre informacje. Na przykład takie, że Kiba, chłopak Ino a mój
przyjaciel, jest już na miejscu i pewnie niecierpliwie wypatruje mojego
samochodu. Wolałam mieć go jako asa w rękawie, gdyby Tetsu wymyślił coś
dziwnego.
–
Miałyśmy spędzić tam taki babski tydzień. – Wzruszyłam ramionami i rozejrzałam
się po pomieszczeniu, gdyż dopiero teraz mogłam zarejestrować coś innego, od
kominka. Domek był drewniany, niesamowicie przytulny i co najważniejsze –
ciepły. Mały salonik ozdabiały rogi zwierząt oraz jedna, wielka skóra wisząca
na ścianie, zapewne niedźwiedzia. Oprócz kanapy, przy kominku ustawiono również
dwa fotele, a w drugiej części pomieszczenia stał stół z pięcioma krzesłami.
Idealnie, jak na wypad w góry. – Kogo to domek? – spytałam z ciekawości. Karin
zerknęła na Tetsu, ale wskazała palcem na siebie.
–
Też przyjechaliśmy tutaj trochę odpocząć – mruknęła. – Na pewno jesteście
głodne. Przygotuję coś.
–
Pomogę ci – zaoferowałam od razu i odprowadzona morderczym spojrzeniem Ino,
którą zostawiłam na pastwę losu z wrogim Tetsu, poszłam za Karin do kuchni.
Pomieszczenie
to nie było duże i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy, to niewielka lodówka.
Byłam tak głodna, że mogłabym zjeść ją całą, a jej metalowe części zostawić
sobie na deser. Oprócz tego w pomieszczeniu znajdowały się typowe dla kuchni
meble – kilka szafek, kuchenka gazowa, stół i kosz na śmieci.
Karin
otworzyła drzwiczki lodówki i popatrzyła na mnie zza okularów. W jej spojrzeniu
doszukałam się czegoś dziwnego, a gdy wyciągnęła pomidory w puszce, moje
zdziwienie jeszcze bardziej się poszerzyło.
–
Powinien być jeszcze makaron. – Karin wskazała na jedną z szafek, do której
odruchowo podeszłam. Jednak w środku niczego nie było. – Gdzieś tam jest,
poszukaj.
Nieco
skonsternowana, zaczęłam przeglądać wszystkie półki, aż w końcu natrafiłam na
poszukiwany produkt. Postawiłam go na blacie i obserwowałam, jak Karin
przeszukuje szafki, by znaleźć odpowiedni garnek.
Jak
na kogoś, kto tutaj co jakiś czas przyjeżdża, kompletnie nie wiedziała, gdzie
co jest. Zaniepokoiło mnie to, tak samo jak fakt, że nie zabrali ze sobą
jedzenia, choć zamierzali spędzić tutaj kilka dni.
Nie
myśl tyle, Sakura.
Może
po prostu dopiero co przyjechali, a sklep był już zamknięty i jutro zamierzali
zrobić zakupy? Tak, to dobre wytłumaczenie.
Mimo
wszystko niepokoiło mnie, że Karin nie miała pojęcia, co gdzie jest, skoro to
jej domek. Niemniej postanowiłam to zignorować, bo zapach pomidorów szybko zmył
ze mnie czarne myśli.
–
Jesteście z Tetsu parą? – rzuciłam, chcąc nawiązać z nią jakikolwiek kontakt.
Panująca między nami cisza tworzyła nieprzyjemne napięcie.
–
Przyjaciółmi – odparła swobodnie, wsypując makaron do garnka. – A wy z tą całą Ino,
długo się znacie?
–
Właściwie całe życie. Jeszcze do niedawna za sobą nie przepadałyśmy i ciągle
robiłyśmy sobie na złość. Dopiero dwa lata temu po raz pierwszy na spokojnie
porozmawiałyśmy i okazało się, że miałyśmy o sobie błędne zdanie.
Karin
zaśmiała się i przewracając oczami, rzuciła przeciągłe „baby”.
–
Co zamierzałyście robić w Izu?
–
Planowałyśmy wędrówkę pasmem Amagi. Chciałam się w końcu wyłazić po górach, bo
już dawno tego nie robiłam.
–
Znasz te okolice? – spytała, i choć było to zwyczajne pytanie, coś mi się w nim
nie spodobało.
–
Tak – skłamałam. Prawda była taka, że orientowałam się mniej więcej w terenie,
ale bez mapy Kiby, o której zapomniał i kazał wziąć Ino, raczej bym sobie nie poradziła.
Było na niej niemal wszystko pozaznaczane – począwszy od tras, na każdym domku
i niewielkim stawie kończąc. O tym wolałam jednak nie wspominać. – Wychowałam
się w górach.
Karin
skinęła z uznaniem głową i wylała na patelnię pomidory.
– A
Ino? Czy ona ma dobrą kondycję?
–
Niespecjalnie, dlatego jej nie powiedziałam o moich zamiarach – przyznałam z
rozbawieniem. – Zaplanowałam trasę na mniej więcej sześćdziesiąt kilometrów,
oczywiście w ciągu całego wyjazdu. Ino natomiast myśli, że będziemy raptem spacerować.
–
Nie wygląda na taką, która lubi ruch – przyznała Karin. – Się dziewczyna
zdziwi.
Wzruszyłam
obojętnie ramionami.
– A
wy? Chcecie zdobyć szczyt? – spytałam i zamieszałam makaron, byleby cokolwiek
zrobić z rękami.
–
Tego jeszcze nie wiemy. To był spontaniczny wyjazd pod tytułem „zobaczymy na
miejscu, jak to będzie”.
–
Takie są najlepsze – przyznałam, a Karin potaknęła głową.
Jak
się okazało, dziewczyna była naprawdę sympatyczną osobą. Przez cały czas
swobodnie nam się rozmawiało, dlatego poczułam niemal fizyczny ból, gdy posiłek
był już gotowy, a Tetsu wparował do kuchni i samą swoją obecnością zniszczył
mój dobry nastrój.
Razem
z Karin rozłożyłyśmy talerze, których też nie mogła znaleźć, ale pozostawiłam
to bez komentarza. Może w międzyczasie ktoś z jej rodziny tutaj był i urządził
małe przemeblowanie? Usiedliśmy razem przy stole w grobowej ciszy. Ciepły
posiłek był niebem dla mojego podniebienia i dalej lekko zmarzniętego
organizmu. Wsunęłam całą porcję dość szybko, nastawiając się na późniejszy ból
brzucha, ale nie mogłam się opanować. Może nie było to szczególnie dobre, ale
zawsze coś. Najwyraźniej podobnego zdania była Ino, bo zjadła wszystko tak samo
prędko, co ja.
–
No dobra – mruknęła Karin, wytarłszy usta chusteczką. – Chyba powinniśmy teraz
porozmawiać na poważniejsze tematy.
Zmarszczyłam
brwi, rzuciłam przelotne spojrzenie równie zdezorientowanej Ino, po czym
wyprostowałam się na krześle. Jej słowa nie zabrzmiały szczególnie przyjaźnie.
–
To znaczy? – spytałam niepewnie, wywołując tym samym uśmiech u Karin. Tetsu
natomiast bez słowa wpatrywał się w dziewczynę, ale jego ciemne oczy wyrażały
teraz coś zupełnie innego: niepewność. Obawiał się, co dziewczyna może zrobić,
przez co aż mnie ścisnęło w żołądku. Zaczynałam się ich bać.
–
Co wzięłyście ze sobą na waszą wycieczkę? – spytała spokojnie. Oparła łokcie o
blat i stukała palcami u rąk o siebie.
–
Co to ma do rzeczy? – Odparłam, choć nogi zaczęły mi się trząść jak galareta.
Do tej pory Karin była zupełnie inną osobą. Teraz miałyśmy do czynienia z
zimną, opanowaną suką.
–
Odpowiedz mi na pytanie – syknęła.
–
Ale…
–
Śpiwory, namioty, prowiant? – przerwała mi. – Cokolwiek?
–
Czemu pytasz? – Trzymałam się swojego, jednak Ino nie była na tyle cierpliwa.
–
Mamy śpiwory, koce, coś do jedzenia i apteczkę – odpowiedziała szybko. – Ale to
wszystko zostało w samochodzie, który utknął na drodze.
–
Jasne – przytaknęła Karin. – Macie zapałki?
–
Zapalarkę – sprostowałam.
–
Latarki?
–
Tak. I jeszcze czołówki.
–
Kompas, mapy?
–
Kompas. – O mapie Kiby wolałam przy nich nie wspominać.
–
Czekan?
–
Nie. – Nawet myślałam, żeby go wziąć ze sobą, ale przy Ino i tak nie miałabym
okazji, żeby z niego skorzystać.
– I
to wszystko jest w aucie? – upewniła się Karin.
–
Możesz mi powiedzieć, o co tutaj chodzi? – spytałam poirytowana. Dziewczyna
oparła się wygodnie na krześle i zerknęła na Tetsu.
–
My też tutaj utknęliśmy – powiedziała w końcu. – Problem w tym, że nie mamy ze
sobą żadnych rzeczy, które mogłyby nam pomóc wydostać się z gór, zanim
stopnieje śnieg. A nie możemy czekać w nieskończoność. Dlatego potrzebujemy
waszego sprzętu, żeby jak najszybciej opuścić to przeklęte miejsce.
Patrzyłam
w szoku to na Karin, to na Tetsu, który jak zwykle nie wykazywał żadnych emocji.
Poczułam się jak głupia dziewczyneczka wplątana w jakieś gówno. Od razu
przyszło mi na myśl, że ta para ma jakieś porachunki z policją lub strażą
leśną, bo bez powodu nie uciekaliby z przytulnego domku podczas śnieżycy. To
spostrzeżenie zmroziło mi krew w żyłach.
Po
chwili Karin wstała i wyszła z kuchni. Nim jednak zdążyłam otrząsnąć się z
szoku i spytać Tetsu, o co chodzi, dziewczyna wróciła z czymś w dłoni, co
skierowała prosto na mnie.
Pistolet.
Najprawdziwszy pistolet.
Zamarłam
na krześle, choć tak naprawdę miałam ochotę wybuchnąć śmiechem. Cała ta
sytuacja była jedną, wielką, komiczną katastrofą. Uciekłyśmy ze szponów
zabójczej zimy tylko po to, by wpaść w ręce morderców. Z deszczu pod rynnę, co?
–
K-karin – wydukałam, przytomniejąc. Nie wierzyłam, że dziewczyna celuje we mnie
z pistoletu. Ciągle miałam nadzieję, że to jakiś dziwny przejaw jej czarnego
humoru, ale niestety, tak nie było.
–
Nawet nie próbujcie krzyczeć czy uciekać, bo i tak nic wam to nie da. Strzelę
bez wahania, więc lepiej z nami współpracujcie, jasne? – warknęła i przeniosła
pistolet na Ino, wbijając jej go w plecy. Dziewczyna pisnęła przerażona, nie
wiedząc, co robić. Sama też ledwo powstrzymywałam się od paniki. – To jak
będzie, dziewczyny?
–
Proszę cię, Karin, zabierz pistolet – powiedziałam najspokojniej, jak tylko
mogłam. Starałam się nie patrzeć dziewczynie w oczy, poza tym tak naprawdę nie
mogłam oderwać wzroku od broni. Gdyby tylko, nie daj Boże, wypaliła, Ino... Nie
mogłam nawet o tym myśleć.
–
Chcę jasnej odpowiedzi. Pomożecie nam się stąd wydostać?
–
Pomożemy – wyszeptałam i przymknęłam powieki, widząc, że Karin schowała
pistolet za pasek od spodni. Poczułam się o niebo lepiej z myślą, że już nie
celuje nim w moją przyjaciółkę, że chwilowo jesteśmy
bezpieczne.
–
Mówiłaś, że znasz te góry – zauważyła ostro i usiadła przy stole, tuż obok
mnie. – Jak daleko stąd jest autostrada?
Zerknęłam
przelotnie na Ino z nadzieją, że w żaden sposób nas nie wyda, po czym zwróciłam
wzrok ku Karin.
–
Około dziesięciu kilometrów – wypaliłam, tak naprawdę nie mając pojęcia, gdzie
znajdowała się autostrada. – Może trzynaście, bo nie pójdziemy najkrótszą
drogą.
Czerwono-włosa
skinęła z uznaniem głową, zadowolona moją odpowiedzią. Ino natomiast patrzyła
na mnie przerażona, jak nigdy.
–
Trafisz do swojego samochodu? – spytała z powagą.
–
Myślę, że tak.
–
Świetnie. – Dziewczyna wstała i skierowała się do okna. Rozejrzała się uważnie,
po czym zwróciła się do Tetsu. – Pilnuj jej – rozkazała, głową wskazując na
Ino. Sama zaś do mnie podeszła i gwałtownie chwyciła za włosy. Odruchowo
próbowałam się wyrwać, przepełniona adrenaliną i strachem, ale wtedy dostałam
czymś ciężkim w twarz, przez co aż mnie odrzuciło. Pulsujący ból rozszedł się w
okolicach lewego oka, którym ledwo dostrzegłam, że dziewczyna na nowo trzymała
pistolet. Przeklęłam w myślach i pozwoliłam jej wyszarpać się za kudły do
innego pokoju, odprowadzona krzykami Ino, że nie mogą nam tego robić. A oni,
cholera, mogli. Mogli, bo mieli broń, bo Tetsu z całą pewnością bezproblemowo
poradziłby sobie z nami dwiema. Skurwysyny.
Karin
otworzyła drzwi od pomieszczenia, którego jeszcze nie dane mi było zwiedzić.
Jako, że cały czas szłam w pochylonej pozycji, bez większego problemu kopnęła
mnie nogą w żebra, wpychając tym samym do pokoju. Upadłam na zimną, niczym nie
pokrytą posadzkę, z cichym jękiem. Jak najszybciej mogłam, na czworakach
podeszłam do jednej ze ścian i ze strachem patrzyłam na wymachującą pistoletem,
Karin.
–
Posiedzisz tu sobie trochę – warknęła. – A teraz muszę porozmawiać z twoją
przyjaciółeczką.
–
Nie rób jej krzywdy, błagam – wycharczałam, ale drzwi z hukiem się za nią
zatrzasnęły.
Objęłam
nogi ramionami, przeklinając w myślach ten cholerny wyjazd. Nigdy nie
przypuszczałam, że wpakuję się w takie gówno. Zdana na łaskę i niełaskę
morderców, przemarznięta, bez możliwości ucieczki czy obrony. Niech to szlag.
Podeszłam
niepewnie do drzwi i przysłuchałam się dochodzącym z domu odgłosom. Ino płakała
cicho, natomiast Karin mówiła coś do niej podniesionym tonem głosu.
Przynajmniej wiedziałam, że moja przyjaciółka jeszcze żyje.
Wykorzystując
fakt, że znalazłam się sama, wyjęłam z kieszeni spodni mapę Kiby. Szczęście, że
przechwyciłam ją od Ino, gdy wysiadałyśmy wtedy z samochodu. Drżącymi rękami
rozłożyłam ją przed sobą i przez dłuższą chwilę próbowałam rozszyfrować, co i
jak. Zawierała ona mnóstwo przypisów, dzięki czemu mogłam dokładnie zlokalizować
naszą pozycję. Zdziwiłam się, bo nawet ten domek był na niej zaznaczony i
opisany jako opuszczony. Cholerna Karin!
Upadłam
na kolana i przejechałam palcem po ścieżce, która mogłaby zaprowadzić nas do
Izu, w którym czekał Kiba. Jednocześnie próbowałam zapamiętać każdy szczegół
tej mapy, każde zejście z trasy, każdą drogę, położenie autostrady,
przebiegającej kilka kilometrów od tego miejsca. Nie miałam pewności, czy Ino
wytrzyma w takich warunkach, a dudniący w okna wiatr dawał mi do zrozumienia, że
śnieżyca nie zamierza ustąpić. Kolejny raz zaklęłam pod nosem, chwilę jeszcze
popatrzyłam na mapę, po czym złożyłam ją i schowałam do spodni.
Opuszkami
palców dotknęłam bolącego miejsca pod lewym okiem. Było o wiele cieplejsze, niż
reszta twarzy. Mogłam się tylko domyślać, że jutro będzie mocno zasinione.
Niech ją szlag, do cholery! A wydawała się być taka miła!
Rozejrzałam
się po pomieszczeniu, które najprawdopodobniej służyło za składzik drewna, bo
prócz kilku drewien niczego innego nie dostrzegłam. Gołe podłogi i ściany nie
tylko sprawiały zimne wrażenie. Tutaj po prostu było o wiele chłodniej, niż w
pozostałych pomieszczeniach, bo ziąb bezproblemowo dostawał się do środka przez
nieszczelne okna. Otuliłam się ramionami, choć nic mi to nie dało. Moją uwagę
przykuła stojąca w kącie ciemna, duża skrzynia, ale chwilowo ją zignorowałam.
Przez
jakiś czas chodziłam w kółko, nasłuchując, co się dzieje w domu, co z Ino.
Przyjaciółka ucichła, a Tetsu i Karin albo rozmawiali szeptem, albo wcale. W
całej chacie zapanowała nieprzyjemna cisza.
Usiadłam
na zimnej podłodze, zmęczona i załamana. Musiałam wymyślić jakiś plan, a przede
wszystkim sprawić, by zostawili Ino w tym domu. Byłam niemal pewna, że
dziewczyna tego nie przeżyje. Ja, w przeciwieństwie do niej, przygotowywałam
się do tej wyprawy już od roku. Chodziłam po górach, ćwiczyłam, biegałam.
Miałam od niej o wiele lepszą kondycję, a i tak przedzieranie się przez ten
śnieg sprawiało mi ogromną trudność. Nie chciałam nawet myśleć, jak ciężkie
musiało to być dla niej. Dlatego też zastanawiałam się, w jaki sposób zapewnić
jej bezpieczeństwo, co powiedzieć?
Myśl,
Sakura, myśl.
Nim
jednak zdążyłam cokolwiek wymyślić, do pomieszczenia wkroczył Tetsu.
Spiorunowałam go wzrokiem, ale ten milczał jak zaklęty. Potarłam ze złością
piszczel, nie wiedzieć nawet, czemu.
–
Zimno mi – mruknęłam po chwili, obserwując przy tym reakcję mężczyzny. Stał
dalej niewzruszony, pilnując, żebym przypadkiem nie uciekła. A niby gdzie
miałabym zniknąć? Wpakować się prosto w tę śnieżycę? Też mi coś. – Mógłbyś mi
chociaż przynieść kurtkę? Jest w pokoju z kominkiem – dodałam z głupią
nadzieją.
–
Nie próbuj żadnych sztuczek – ostrzegł mnie, na co aż prychnęłam.
–
Byłoby kiepsko, gdybym wam uciekła, co? – warknęłam, w końcu przykuwając jego
uwagę. Popatrzył na mnie zainteresowany. – Nie znacie terenu i nie macie
pojęcia, którędy iść. Powiedz mi, czy ty i Karin się przed kimś ukrywacie?
Uciekacie przed policją?
Mimo
wszystko łudziłam się, że Tetsu, którego poznałam w sklepie, jest tym samym,
który stoi tu przede mną.
–
Nawet nie myśl, że ujdzie wam to na sucho – syknęłam i uderzyłam otwartą dłonią
w podłogę. Jego stoicki spokój irytował mnie z każdą minutą coraz bardziej. –
Śnieżyca w końcu minie, ludzie znów zaczną chodzić po górach, a strażnicy leśni
wrócą do pracy i nas znajdą!
–
Więc trzymaj nas z daleka od ludzi – odpowiedział spokojnie.
–
Jeśli będziemy szli lasem, możemy zbłądzić.
–
Więc staraj się nie zabłądzić.
Zdusiłam
w sobie okrzyk bezsilności i gwałtownie wstałam. Tetsu cały czas bacznie mi się
przyglądał, jak chodziłam w tę i z powrotem, uderzając złożoną w piąstkę
dłonią, o drugą. W końcu podeszłam do niego i odważnie popatrzyłam mu w oczy.
–
Nie jesteś taki jak Karin – zauważyłam, siląc się na jak najbardziej pewny
siebie ton głosu. – Nie chciałeś nas tutaj wpuścić, bo przeczuwałeś, jak to się
skończy. Wiedziałeś, że Karin weźmie nas na zakładniczki.
–
Nawet jeśli? – prychnął.
–
Jesteś inny – dodałam dobitnie. – Dlaczego byle babie nie umiesz się
sprzeciwić?
–
Bo może nie mam na to ochoty?
Zmrużyłam
oczy i z setką przekleństw cisnących się na usta, odsunęłam pod okno. Śnieżyca
nie ustawała.
–
Karin nas zabije? – spytałam cicho, naprawdę bojąc się o nasz los.
–
Jeśli wyprowadzicie nas z gór bez robienia zbędnych problemów, puścimy was
wolno – zauważył.
–
Jaką mam pewność?
Tetsu
nie odpowiedział. Zacisnęłam mocno szczęki, z ogromnym trudem walcząc z
napływającymi łzami.
–
Kłamiesz – odparłam z nutką rozpaczliwego rozbawienia. – Zabijecie nas, jak
tylko przestaniemy być wam potrzebne.
Jakby
na potwierdzenie moich słów, zacisnął mocno usta i zmrużył oczy.
Usiadłam
z powrotem pod jedną ze ścian, kuląc się z zimna i strachu. Wizja rychłej
śmierci odbierała mi jakiekolwiek siły. Bałam się jak nigdy i miałam wyrzuty
sumienia, że naraziłam na niebezpieczeństwo Ino. Mogłyśmy jechać z dziewczynami
nad morze i wlewać w siebie litry alkoholu, podrywać facetów i lśnić
opalenizną, ale nie, mnie zachciało się wypadu w góry. Wypadu, który miał
zmienić całe moje życie. Albo drastycznie je skrócić.
Nie
mogłam pozwolić, żeby Ino spotkało to samo. I choć nie uśmiechała mi się
wędrówka z Karin i Tetsu bez jej wsparcia, to z dwojga złego wolałam, żeby
chociaż ona przeżyła. Skoro siebie nie mogłam uratować, bo zapewniając ich, że
znam góry spisałam swój los na straty, to mogłam zrobić cokolwiek, żeby pomóc
przyjaciółce.
–
Ino ma cukrzycę – wypaliłam. – Potrzebuje leków. Bez nich może nawet umrzeć.
Pamiętam,
jak ostatnio na obozie wmówiłyśmy nauczycielkom, że Ino źle się czuje, bo nie
wzięła insuliny, tylko po to, żeby nie musieć iść na jakiś durny spacer.
Mogłyśmy w zamian poleżeć w łóżku i poobgadywać chłopaków, których poznałyśmy
poprzedniego dnia. Miałam więc pewność, że od razu zorientuje się, co takiego
wymyśliłam i wejdzie w rolę chorej.
–
Miałbym ci uwierzyć? – prychnął Tetsu, zanurzając dłonie w kieszeni spodni.
Oparł się o framugę i rzucił okiem na dom.
–
Codziennie bierze humalog i lantus, żeby utrzymać prawidłowy poziom cukru –
sparowałam. Sporo wiedziałam o cukrzycy, bo mój ojciec na nią chorował. Byłam
pewna, że kupi moją bajeczkę. Gdyby zaczął wypytywać, mogłam odpowiedzieć mu na
wszystko bez większego problemu.
–
Gdzie są jej lekarstwa? – spytał Tetsu. Tak, tak, tak!
– W
samochodzie, ale do tej pory pewnie już zamarzły – odparłam. – Bez tego może
jej się naprawdę stać coś poważnego. Wiem, że Karin jest obojętne, czy Ino
przeżyje, czy nie, ale ty jesteś inny. Chyba nie chcesz mieć jej na sumieniu?
Powinniście ją wypuścić.
–
Może jeszcze nie zamarzła – zauważył szorstko. – Jesteście tu stosunkowo
niedługo.
–
Od dwóch godzin – syknęłam. – Insulina zamarzła na kamień.
–
Zobaczymy. Powiedz mi, jak dojść do waszego auta, a ją przyniosę.
–
Uuu, insulina? – Karin pojawiła się w pomieszczeniu znienacka, przyprawiając
mnie o zawroty głowy. – Brzmi poważnie.
–
Ino ma cukrzycę – rzucił Tetsu.
Dziewczyna
zlustrowała mnie pełnym wyższości wzrokiem i wzruszyła ramionami.
–
Przyniosę ją – zauważył. – I wezmę kilka rzeczy z auta dziewczyn. Sakura wskaże
mi drogę.
–
Sakura nigdzie nie idzie – warknęła Karin. Włosy na ciele stanęły mi dęba. Nie
mogłam pozwolić, żeby Tetsu poszedł sam, bo wtedy odkryłby nasz sekret i byłoby
po nas. Musiałam działać.
–
Nie wiem, czy umiem opisać drogę – wtrąciłam się. – Będzie lepiej, jeśli…
–
Jesteś dla nas zbyt cenna, żeby narażać cię na niebezpieczeństwo – ucięła
Karin. – Zostajesz tutaj, bez gadania. Opowiedz mu, jak iść – dodała,
pistoletem od niechcenia wskazując na Tetsu. Przełknęłam ślinę i szybko
zrezygnowałam z mojego uporu. – Tylko bez żadnych sztuczek. Jeśli w wciągu
czterech godzin nie wróci, skrócę cię o głowę.
–
Jak wyjdziesz z domu, musisz wejść w las po lewej stronie i kierować się w dół,
do głównej drogi. Później cały czas prosto, aż dotrzesz do mojego samochodu,
czerwonego jeepa wranglera.
Chłopak
skinął głową i już chciał wyjść, ale go zatrzymałam.
–
Nie będziesz wiedział, czego szukać – zauważyłam, rozpaczliwie chcąc iść tam
razem z nim. Nie mogłam pozwolić, by moje kłamstwo się wydało.
–
Jakoś sobie poradzę. Insulina jest gdzieś w aucie, tak?
Skinęłam
głową, podpisując tym samym na siebie wyrok śmierci.
Ocknęłam
się zziębnięta i obolała. Mimo wszystko cieszyłam się, że udało mi się usnąć
chociaż na chwilę i częściowo zregenerować siły. Zerknęłam szybko za okno;
śnieg wciąż uciążliwie sypał. W domu panowała nieprzyjemna cisza. Nie miałam
pojęcia, która jest godzina, ani czy Tetsu już wrócił. Jeśli tak, to czemu
byłam jeszcze żywa?
Rozprostowałam
zastane kości i rozmasowałam dłonie, żeby zrobiły się ciut cieplejsze.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu i po raz kolejny utkwiłam wzrok w czarnej
skrzyni. Podejrzewałam, że były w niej jakieś narzędzia. A więc mogłabym się
nimi obronić. Serce zadudniło mi szybciej w klatce piersiowej, bo na myśl, że
którekolwiek z nich mogłoby mnie nakryć na grzebaniu w skrzyni, robiło mi się
słabo. Mimo wszystko zdecydowałam się to zrobić, w końcu i tak umrę przez ten
cholerny przekręt z insuliną.
Podeszłam
do niej niepewnie, jakby sama w sobie miała zrobić mi krzywdę. Uklękłam, ale
zanim podniosłam wieko, zerknęłam jeszcze na drzwi i nasłuchiwałam. Do moich
uszu nie dochodził żaden dźwięk, więc ją otworzyłam.
Najpierw
dotarł do mnie porażający smród, przez co momentalnie zmrużyłam oczy i z trudem
opanowałam odruch wymiotny. Odsunęłam się od pudła na bezpieczną odległość i
zwalczyłam mdłości. Mimo wszystko moim ciałem dalej wstrząsały nieprzyjemne
dreszcze, dlatego naciągnęłam rękaw bluzy i ukryłam w nim nos. Na czworakach
podeszłam do skrzyni i zamarłam, sparaliżowana strachem tak autentycznym, jak
nigdy dotąd. Do tej pory nie chciałam wierzyć, żeby Karin była zdolna do
zabicia kogokolwiek, ale teraz…
W
skrzyni leżało ciało, wyraźnie nadtrawione przez zjadające je robale, dlatego
tak śmierdziało. Jedyne, co zdołałam dostrzec, to długie, czarne włosy osobnika
płci – prawdopodobnie, pewności nie miałam – męskiej, po czym szybko zatrzasnęłam
wieko i odbiegłam od skrzyni w jak najdalszy kąt pokoju, walcząc z całych sił z
mdłościami i cisnącymi się do oczu łzami. Miałam ochotę wyć z rozpaczy.
Unaocznienie słów Karin o mojej śmierci, leżące kilka metrów ode mnie,
całkowicie mną wstrząsnęło. Nie mogłam zapanować nad głośnym, szybkim oddechem,
dreszczami i przeczuciem, że nie wyjdę z tego żywa. Ogarnęła mnie panika i
gdyby nie strach, zaczęłabym wydzierać się wniebogłosy i wyskoczyłabym przez
okno prosto w śnieg. Wolałam umrzeć przez naturę, a nie dostać kulką od
drugiego człowieka i skończyć w jakimś pudle, gdzie nikt nigdy by mnie nie
znalazł. Nie chciałam jednak zostawiać Ino. Tylko ona mnie tutaj trzymała.
Świadomość, że mogłaby przeze mnie cierpieć, pozwalała mi myśleć
zdroworozsądkowo. Musiałam walczyć dla niej.
Wzięłam
kilka głębokich wdechów, wpuszczając zimne powietrze do organizmu i jeszcze
bardziej go wyziębiając. Mimo wszystko poczułam się lepiej, choć mój wzrok cały
czas wędrował do tej przeklętej skrzyni. Bałam się, że to ciało może mi zrobić
krzywdę. Ze wszystkich sił próbowałam odciągnąć jakoś swoją uwagę od trupa, ale
nie byłam w stanie.
A
potem przyszła Karin.
Dziewczyna
stanęła w przejściu z wrogą miną. W jej ręce zauważyłam pistolet, przez co
momentalnie się wyprostowałam i zamarłam w miejscu. To mogło oznaczać tylko
jedno.
–
Tetsu do tej pory nie wrócił, a minęło już pięć godzin – powiedziała nadzwyczaj
spokojnie. Wolnym krokiem podeszła do mnie i zatrzymała się w odległości metra.
Jako, że była ode mnie nieco wyższa, niepewnie uniosłam głowę do góry, co było
moim błędem. Natychmiastowo poczułam ból na lewym policzku. Karin wymierzyła mi
silny cios pistoletem, a następnie pchnęła na ścianę i pięścią zaatakowała mój
brzuch. Skuliłam się z cichym jękiem, jednak dziewczyna nie pozwoliła mi
pozostać w tej pozycji na długo. Mocną ręką złapała mnie za szyję i
przyszpiliła do ściany. Traciłam oddech i z całych sił próbowałam się wyrwać.
Kopałam, szarpałam się i charczałam z bólu, co tylko jeszcze bardziej cieszyło
Karin. Ogarnęła mnie panika, aż w końcu przestałam się ruszać, bo moje oczy
coraz bardziej przysłaniała maska nieświadomości i przyjemnego niebytu.
Nagle
upadłam na ziemię, tłukąc sobie mocno głowę. Jakiś czas zajęło mi dojście do
siebie. Wciągnęłam gwałtownie powietrze, przewróciłam się na plecy i dyszałam
wściekle, nie mogąc odeprzeć wrażenia, że dalej byłam duszona. A Karin już mnie
puściła. Jej ręka nie zaciskała się na mojej szyi. Chwilowo byłam bezpieczna.
–
Co z nią? – Głos Tetsu spłynął na mnie niczym grom z jasnego nieba. Ostatkiem
sił przekręciłam się na brzuch i podniosłam na czworaka. Mężczyzna wpatrywał
się we mnie z powagą. W jego czarnych oczach dostrzegłam jednak coś więcej, niż
obojętność, ale nie byłam pewna, czy mogłam nazywać to zmartwieniem.
–
Tylko rozmawiamy – odpowiedziała swobodnie Karin i podeszła do Tetsu. – Masz
wszystko, co potrzeba?
Usiadłam
na piętach i zaczęłam rozmasowywać obolałą szyję. Zupełnie zapomniałam, że mój
lewy policzek przed chwilą oberwał po raz drugi.
–
Mam – odwarknął. – Możesz mi powiedzieć, co ty wyrabiasz? – syknął. Twarz Karin
stężała, a jej zgrabna i jak się okazało, silna dłoń, zacisnęła się na
pistolecie. – Co z jej szyją?
–
Przyłapałam ją, jak próbowała się powiesić na tym kablu – odparowała dziewczyna
i wskazała na wymieniony obiekt. Tetsu powiódł wzrokiem za jej palcem, a
następnie wbił go w moją osobę. – Jeszcze chwila, a naprawdę by się zabiła,
uwierzysz? – Po czym zmieniła temat: – Co ze sobą wziąłeś?
Tetsu
przez dłuższy czas piorunował niewzruszoną Karin wzrokiem, aż w końcu westchnął
zrezygnowany. Z sercem walącym jak oszalałe czekałam, aż w końcu powie, że go
okłamałam. Bałam się tego momentu jeszcze bardziej, niż bliskiego spotkania z
czerwono-włosą.
–
Trzeba przeszukać sprzęt i sprawdzić, co będzie potrzebne – mruknął i zerknął
na mnie przelotnie. Karin już chciała coś powiedzieć, ale Tetsu jej nie
pozwolił. – Nie zamierzałem sortować wszystkich ich rzeczy na takim mrozie.
Wierz mi, zamarzłbym, robiąc to.
– W
porządku. – Dziewczyna skinęła głową, wyraźnie nachmurzona. Najwyraźniej nie
lubiła, gdy ktoś się jej nie słuchał, nawet, jeśli był to jej przyjaciel.
–
Znalazłem też insulinę – zwrócił się do mnie. – Na szczęście nie zdążyła
zamarznąć. Dotarłem tam w samą porę.
Tetsu
posłał mi zadziorny uśmiech, a następnie skinął do Karin głową. Dwójka wyszła z
pomieszczenia, a ja dopiero wtedy odważyłam się zmienić pozycję i oprzeć o
lodowatą ścianę, której chłód w żaden sposób na mnie nie oddziaływał. Byłam w
zbyt wielkim szoku, by myśleć o czymkolwiek innym. Skoro Tetsu dotarł do
naszego jeepa, nie było możliwością, by znalazł w nim insulinę, bo Ino wcale
nie ma cukrzycy. I on doskonale o tym wiedział. W takim razie, jaki był jego
cel? Czy zamierzał mi pomóc? Dlaczego zagrał w moją grę?
Objęłam
się ramionami, nieznacznie pokrzepiona. Skoro Tetsu specjalnie dla mnie
skłamał, najwyraźniej nie chciał, by coś stało się mnie, lub Ino. Był po naszej
stronie, a przynajmniej nie trzymał się ślepo Karin, a to dawało nadzieję, że
wyjdziemy z tego cało. Obie.
Gdy
na zewnątrz zaczęło robić się jasno, a wiatr przestał tak upierdliwie dąć w
okna, przetarłam zaspane oczy i podniosłam się do siadu. Miałam obolałą twarz,
szyję i brzuch. Policzek piekł mnie jak cholera i jak tylko go dotknęłam,
poczułam, że mam na nim wielkiego siniaka. Podpuchł mi również tak, że słabo
widziałam na lewe oko, ale wiedziałam, że za kilka godzin lub dni nieco stężeje
i będzie lepiej. Nie przejęłam się tym szczególnie, choć ból był naprawdę
nieznośny.
Nie
wiem, która była godzina, gdy Tetsu przyniósł mi nieco makaronu z sosem
pomidorowym. Najwyraźniej mieli tutaj tego większe zapasy.
Odważyłam
się spojrzeć na mężczyznę z niemałą odrazą. Chciałam mu pokazać, że mimo
wszystko mu nie ufam, że sytuacja z insuliną nie wzbudziła we mnie pozytywnych
uczuć względem jego osoby. Tetsu zdawał się natomiast tego nie zauważać.
–
Jak zjesz, to wyruszamy – poinformował mnie sucho i podniósł się z kucek.
–
Chcę zobaczyć się z Ino – zażądałam hardo. Kruczowłosy spojrzał na mnie
przenikliwie, po czym skinął głową i nakazał iść za sobą. Nie sądziłam, że
pójdzie tak łatwo.
Okazało
się, że moja przyjaciółka spędziła noc w toalecie. Jak tylko się zobaczyłyśmy,
przylgnęłyśmy do siebie. Ino zaczęła płakać, ja natomiast głaskałam ją po
głowie i powtarzałam w kółko, że będzie dobrze. Obiecywałam jej, że wyjdziemy z
tego cało, choć nie miałam żadnej pewności, że tak właśnie będzie. Nadal
łudziłam się, że Karin i Tetsu zostawią ją w tym domku, choć oczywiście jej
tego nie powiedziałam. Zrobiłaby mi awanturę. Albo im. W każdym razie
spowodowałaby, że albo zabiliby ją na miejscu, albo zabrali ze sobą, a to
uśmierciłoby ją prędzej czy później. Dlatego tylko przytulałam dziewczynę do
siebie i szeptałam uspokajające słówka.
Ubrana
w ciepłe, zimowe ubrania, wyszłam razem z Karin przed domek. Delikatny wietrzyk
dmuchnął w moje policzki i nieprzyjemnie podrażnił ten zraniony, dlatego szybko
naciągnęłam na twarz szalik i schowałam się, jak tylko mogłam, w kapturze
kurtki. Czułam się jak łamaga i wyglądałam jak łamaga. Biorąc prysznic, miałam
okazję przeglądnąć się w lustrze i zarejestrować wzrokiem ogromną śliwę,
malującą się pod lewym okiem. Nie to było jednak w moim wyglądzie najsmutniejsze.
Dostrzegłam w sobie Sakurę przegraną, Sakurę naiwną, Sakurę idiotkę, nie
potrafiącą obronić przyjaciółki. Okazało się, że jestem słabsza, niż do tej
pory myślałam, a moje oczy wręcz emanowały tą informacją dla wszystkich wokół.
Tetsu i Karin mogli czytać ze mnie jak z otwartej księgi i bezproblemowo
dowiedzieć się, jak bardzo mnie przerażali. A tego zdradzić nie chciałam.
Wolałam zgrywać twardzielkę i zbudować w ich oczach obraz pewnej siebie
dziewczyny, co, kurna, kompletnie mi nie wychodziła. Byłam zdana na ich łaskę,
której nie posiadali szczególnie dużo.
–
Idziemy – warknęła Karin i zatrzasnęła drzwi od domku. Minęła mnie bez słowa, a
gdy nie ruszyłam się z miejsca, obejrzała się ze zniecierpliwieniem.
–
Co z Ino i Tetsu?
–
Poszli przodem – odparła. – Rusz się. Idziemy, już.
Niemal
jęknęłam, gdy dowiedziałam się, że Ino jednak też idzie. Mój plan nie wypalił,
a to oznaczało, że moja przyjaciółka była w naprawdę dużym niebezpieczeństwie.
Niech to szlag!
Urażona,
ale i przerażona pistoletem, który Karin nieustannie dzierżyła w dłoni,
narzuciłam na ramiona plecak, wypakowany głównie ubraniami na zmianę i papierem
toaletowym, które w razie mojej ewentualnej ucieczki szczególnie mi się nie
przydadzą i ruszyłam za dziewczyną, wytężając wzrok w poszukiwaniu
przyjaciółki. Ogarnęło mnie dziwne podenerwowanie. Nie mogłam oprzeć się
wrażeniu, że stanie się coś złego, że być może Ino nie jest bezpieczna z Tetsu,
że odpłaci się jej za numer z insuliną… Zaczynałam panikować.
Nagle
doszedł do nas odgłos kroków po skrzypiącym śniegu. Odwróciłam się gwałtownie,
a dostrzegłszy bruneta bez Ino, zamarłam w bezruchu.
–
Gdzie ona jest? – spytałam oszołomiona.
–
Już myślałam, że nas nie dogonisz – prychnęła Karin, całkowicie ignorując moje
pytanie.
–
Jeszcze czego – skomentował Tetsu z aroganckim uśmiechem. – Chyba mnie nie
doceniasz.
–
Gdzie jest Ino? – warknęłam roztargniona.
–
Została w domku – odpowiedział spokojnie Tetsu. Rozszerzyłam ze zdumienia oczy.
– Byłaby zbędnym balastem. Nie mamy na tyle żywności, a jej choroba tylko by
przeszkadzała – wyjaśnił spokojnie.
Z
trudem opanowałam się od okrzyku radości. W zamian za to, weszłam w rolę
oburzonej przyjaciółki.
–
Co? Ale… Nie możecie jej tak zostawić! – pisnęłam i podeszłam do Tetsu. –
Musimy po nią wrócić!
–
Idziemy bez niej – zarządziła stanowczo Karin. – Nawet nie próbuj żadnych
numerów. Nie masz z nami szans, pamiętaj.
Rzuciłam
jeszcze oburzone spojrzenie chłopakowi, ale posłusznie ruszyłam za dziewczyną.
Śnieg
przestał wreszcie padać, ale w ciągu nocy przybyło go około czterdziestu
centymetrów, przez co naprawdę ciężko było nam maszerować. W dodatku ciągle
szliśmy pod górkę, w kierunku Izu i Kiby, choć obiecywałam im, że za tamtym
wzniesieniem będzie autostrada. Nie mogłam ich tam zaprowadzić, bo jak tylko przestałabym
być im potrzebna, zabiliby mnie. Musiałam jak najdłużej zwlekać, krążyć i
kłamać. Zapewniać, że idziemy w dobrym kierunku. Obiecywać wydostanie się z
gór. Grać kogoś, kim nigdy nie byłam: pewną siebie alpinistkę.
Po
głowie cały czas krążyła mi Ino. W pustej chatce, z daleka od ludzi, na pewno
czuła się opuszczona i samotna. Byłam pewna, że trzęsła się ze strachu i tylko
krok dzielił ją od paniki. O ile już w nią nie popadła. Cholera jasna. Ino
mogła sobie nie poradzić w tej cholernej sytuacji.
Mimo
wszystko musiałam skupić się teraz na sobie. Myśleć, że przecież przyjaciółka
jest w nagrzanym, ciepłym domku, oddzielona ścianami od śnieżycy i innych
niebezpieczeństw, które można spotkać w lesie. Poza tym ktoś niebawem znajdzie
mojego jeepa i zacznie się rozglądać. Kiba pewnie już wyruszył na poszukiwania
i prędzej czy później, dotrze do swojej dziewczyny. A ja pewnie będę już wtedy
martwa. I gdzie tu sprawiedliwość, hm?
–
Jesteś pewna, że idziemy w dobrym kierunku? – spytała nagle Karin, tym samym wybudzając
mnie z letargu, w jaki zdążyłam popaść. Rozejrzałam się po okolicy, która
jednak nic mi nie powiedziała, po czym skinęłam głową.
–
Muszę siku – westchnęłam i zatrzymałam się, podobnie jak Karin i Tetsu.
–
Masz pięć minut – zarządziła dziewczyna.
Odeszłam
od nich kilka metrów i upewniwszy się, że nie zauważą mapy, szybko kolejny raz
ją przejrzałam. Szliśmy w kierunku niewielkiej leśniczówki. Żeby do niej
dotrzeć, musielibyśmy skręcić nieco w prawo, a później kierować się cały czas
przed siebie. Nadzieja na ocalenie wzrosła we mnie na nowo. Jeśli byli tam
strażnicy leśni, na pewno mi pomogą.
Ostrożnie
złożyłam mapę, żeby jej przypadkiem nie potargać, i z powrotem włożyłam ją za
pasek od spodni. Czując ją, miałam swego rodzaju psychiczny komfort, że nic mi
nie grozi. Dopóki byłam im potrzebna, nie zrobią mi krzywdy.
Wróciłam
do Karin i Tetsu mocno podminowana, ale ze wszystkich sił nie chciałam im tego
pokazać. Powodem mojego smutku było uzmysłowienie sobie, że pomimo
trzygodzinnej wędrówki, przeszliśmy raptem kilometr. I choć wiedziałam, że
poprowadzenie ich do autostrady nie będzie bułką z masłem, to jednak brutalne
zderzenie się z rzeczywistością odebrało mi jakiekolwiek chęci do dalszej, w
moim mniemaniu bezowocnej, podróży. Co gorsza, wiatr powoli się wzmagał,
nieprzyjemnie drażniąc nas swoimi zimnymi, wygłodniałymi ciepła człowieka,
ramionami. Buty zdążyły mi już przemoknąć i niemal nie czułam palców. Byłam
przemarznięta i przerażona, ale musiałam udawać pewną siebie i przeć do przodu.
Tyle,
że już mi się po prostu nie chciało. Czułam, że z każdym krokiem zbliżałam się
do śmierci, a to, bynajmniej, motywujące nie było. Równie dobrze mogli mi już
teraz odstrzelić łeb i skrócić cierpienie, ale wtedy by sobie nie poradzili.
Tylko dlatego wciąż trzymali mnie przy życiu, co było cholernie dołujące. Tak
interesownie jeszcze nikt, nigdy mnie nie traktował.
W
pewnym momencie poczułam, że coraz bardziej opadam z sił. Zerknęłam na
rozciągający się przede mną las i jęknęłam pod nosem, czego moi przymusowi
towarzysze na szczęście nie usłyszeli. Choć wiedziałam – mniej więcej – gdzie
idę oraz ile ta droga nam zajmie, czułam dezorientację. Miałam nadzieję, że
treningi zwiększą moje możliwości, ale chyba nieco się pomyliłam.
–
Potrzebuję przerwy – zarządziłam. Ciężko dysząc odwróciłam się przodem do
zmęczonej Karin i niewzruszonego Tetsu, którzy bez słowa skinęli głowami. Choć
nie powinnam, opadłam na śnieg i rozkoszowałam się chwilą wytchnienia. Szumiało
mi w uszach i miałam mroczki przed oczami z wysiłku, ale ten jeden moment
pozwolił mi się niewiarygodnie odprężyć.
–
Masz.
Uchyliłam
powieki i zobaczyłam przed sobą manierkę z wodą. Niechętnie podniosłam się do
siadu i przejęłam od Tetsu rzecz, natychmiastowo przystawiając ją do ust.
–
Niedługo będziemy musieli zacząć rozglądać się za jakimś miejscem do spania –
zauważył. – Jeśli znajdziemy jakąś jaskinię, powinniśmy w niej zostać.
–
Przecież dopiero środek dnia – burknęła Karin. – Nie możemy marnować czasu.
–
Ciemno zrobi się szybciej, niż przypuszczasz. A wierz mi, że noc w lesie nie
jest szczególnie przyjemna, jak się nie ma schronienia.
Dziewczyna
parsknęła pod nosem, wyraźnie zdenerwowana.
–
Chyba nie chciałabyś spotkać niedźwiedzia, co? – spytał z rozbawieniem Tetsu i
upił łyka z drugiej manierki.
Karin
prychnęła coś do siebie i odeszła od nas na odległość kilku metrów. Zerknęłam
niepewnie na Tetsu, którego opanowany wzrok wwiercał się w plecy przyjaciółki.
–
Często chodzisz po górach? – spytałam nieśmiało. Chłopak przeniósł na mnie
ciepłe spojrzenie i od niechcenia wzruszył ramionami.
–
Zwykle co weekend – odparł. – Choć ostatnio trochę to zaniedbałem.
–
Dlaczego? – spytałam od razu. Tetsu odwrócił wzrok i zacisnął mocno usta.
Zaniepokoiło mnie to.
–
Mam parę spraw do załatwienia i tego się trzymam.
–
Jak na przykład porwanie dziewczyny? – prychnęłam. Tetsu zaśmiał się gardłowo i
przyjemnie.
–
Na przykład.
Zerknęłam
z odrazą na Karin i głośno westchnęłam. Kątem oka widziałam, że chłopak
przygląda mi się z zaciekawieniem, które jednak dzielnie ignorowałam.
W
gruncie rzeczy cieszyłam się, że Tetsu jest z nami. Był inny niż jego przyjaciółka.
W nim kryło się coś dobrego, co pozwalało mi mu zaufać. Chciałam wierzyć w to,
że mam sojusznika, który w razie wypadku mi pomoże. Na Karin nie miałam co
liczyć, ale Tetsu… On był dobry, czułam to. I dlatego nie rozumiałam, dlaczego
przyjaźni się z tak złym człowiekiem.
–
Odpoczęłaś już? – krzyknęła do nas dziewczyna, z wyraźnym zniecierpliwieniem w
głosie. Popatrzyłam niezadowolona na Tetsu, ale ten tylko pokręcił głową i
podniósł się ze śniegu, a następnie wyciągnął do mnie dłoń. Nieszczególnie
chętnie skorzystałam z jego pomocy, a stanąwszy z nim twarzą w twarz, bliżej,
niż bym tego chciała, poczułam skrępowanie.
–
Nie zwracaj uwagi na jej humory – powiedział i schylił się po mój plecak. –
Chodźmy.
Słowa
Tetsu były zupełnie obojętne, ale mimo wszystko dały mi nadzieję, że wyjdę z
tego żywa. Gdyby był bezlitosnym mordercą, nie miałby zupełnie żadnego powodu,
żeby mnie pocieszać czy dodawać otuchy. A on zachowuje się wobec mnie naprawdę
sympatycznie i ciężko było mi wyobrazić sobie, jak kogoś zabija. A to było
pocieszające.
Z
ociąganiem ruszyłam przed siebie i poprawiłam plecak. Wszystko mnie bolało od
ciężkiego bagażu, niemniej pocieszałam się, że do leśniczówki już niedaleko, że
lada moment znajdziemy się w ciepłym miejscu, że ktoś, kto tam będzie, mnie
uratuje.
–
Muszę znowu siku – westchnęłam po jakimś czasie.
–
Dajesz jej za dużo wody – syknęła Karin. – Co chwila chce jej się lać!
–
Daj jej spokój – odparł Tetsu i kiwnął do mnie głową. – Pięć minut.
Schowałam
się za krzakami, szybko podejrzałam mapę i wróciłam, nim ci zdążyli się mocno
zniecierpliwić.
Skierowałam
nas nieco w dół trasy, gdzie miał znajdować się mój ratunek. Jednocześnie był
to dla moich porywaczy dobry znak, w końcu do autostrady trzeba było kierować
się w stronę niższych terenów, a nie wyżej. Później jednak, żeby dostać się do
Izu, musiałam wymyślić jakieś kłamstwo… Ale przecież w leśniczówce będzie
strażnik, który mi pomoże.
Po
kolejnej godzinie, z oddali zauważyłam zarys domu. Nie miałam już na nic siły,
ale urosła we mnie tak wielka nadzieja i radość, że natychmiastowo się
pozbierałam i zmrużyłam oczy, by dokładniej przyjrzeć się leśniczówce.
Nagle
poczułam mocne szarpnięcie. Tetsu przycisnął mnie swoim ciałem do drzewa, a
Karin odskoczyła w drugą stronę, by się ukryć. Patrzyłam z przerażeniem na
chłopaka, który położył mi dłoń na ustach i mocno ją docisnął. Mój szybki
oddech zdradził, jak bardzo się go bałam.
–
Wiedziałaś o tej leśniczówce? – syknął, mrużąc gniewnie swoje czarne, groźne
oczy. Pokręciłam szybko głową i zacisnęłam powieki, bo mocniej przycisnął mnie
do drzewa. – Nie kłam!
–
Musimy się cofnąć – powiedziała Karin. Zerknęłam na nią; wyjęła zza paska
pistolet i patrzyła prosto na Tetsu. Chłopak puścił mnie, a ja szybko przetarłam
usta i oczy, w których zdążyły zebrać się łzy.
–
Jasne. Idziemy.
–
Ale… – zaprotestowałam i zostałam obdarzona dwoma, wrogimi spojrzeniami. Z
początku poczułam mrożący strach, ale szybko zebrałam w sobie wystarczającą
ilość odwagi, by znów się odezwać. – Może znajdziemy tam schronienie? Jedzenie,
picie? W środku może nikogo nie być…
–
Chyba cię pogrzało – warknęła Karin.
–
Sakura może mieć rację – przyznał niechętnie Tetsu. – Powinniśmy uzupełnić
zapasy.
–
Przecież wokół mamy mnóstwo wody, a bez jedzenia wytrzymamy dłużej, niż
myślisz– odparowała Karin. – Rozejrzyj się tylko dookoła – dodała, kopiąc
śnieg.
– A
jak niby chcesz go roztopić przy minusowej temperaturze? – odbił atak Tetsu. –
Powinniśmy to sprawdzić.
–
Dobra. Ja pójdę, bo jako jedyna mam broń. Zaraz wracam.
Karin
szybkim krokiem skierowała się w dół, a ja tymczasem zaczęłam odchodzić od
zmysłów. A co, jeśli strażnik nie będzie uzbrojony i dziewczyna ot tak go
zastrzeli? Mogłam skazać go na śmierć tylko przez swoje widzimisię!
–
Macie zamiar kiedykolwiek powiedzieć mi, o co tutaj dokładnie chodzi? –
spytałam, wykorzystując fakt, że Karin przy nas nie było. Tetsu nie spuszczał
wzroku ze swojej przyjaciółki, która była w połowie drogi od leśniczówki. – A
więc rzeczywiście chodzi o policję – westchnęłam, gdy nie odpowiedział nawet
słowem. – Wpakowaliście się w jakieś bagno. Zdajesz sobie sprawę, że porywając
mnie, tylko pogarszacie swoją sytuację? – spytałam. – Mówię do ciebie! –
syknęłam i uderzyłam go w ramię.
–
Więc przestań.
–
Czasem jesteś nie do zniesienia – mruknęłam cicho i skrzyżowałam ręce na klatce
piersiowej.
–
Nie muszę być do zniesienia.
–
Nie przyjaźnisz się z Karin – zauważyłam, choć wcale nie byłam tego taka pewna.
Chciałam go złamać, zmusić do rozmowy. Tetsu popatrzył na mnie zaciekawiony.
–
Skąd to podejrzenie?
–
Karin cię okłamała – powiedziałam szybko. – Wcale nie próbowałam się zabić, to
ona mnie przydusiła.
Tetsu
nie zdziwił się jakoś szczególnie, więc musiał już wcześniej się domyślić, że
to jej sprawka.
–
Bała się twojej reakcji? – spytałam. – Wie, że nie chcesz, by stała mi się
krzywda, dlatego cię oszukała?
Chłopak
prychnął z rozbawieniem.
–
Naprawdę myślisz, że stanę w twojej obronie, gdy będzie próbowała wbić ci kulkę
w łeb? – odpowiedział pytaniem. Czarne oczy zrobiły się momentalnie gniewne i
nieprzyjemnie zimne. – Jesteś jak wszystkie dziewczyny. Naiwnie wierzysz, że
cię uratuję. Dobra, może nie jestem taki jak Karin, ale to nie oznacza, że
zaliczam się do tych dobrych. Nie licz na mnie. Jeśli sobie u niej przesrasz,
ja nie będę się bawił w twojego księcia z bajki ani ochroniarza – warknął
dobitnie, wpatrując się we mnie wrogo. Moje resztki nadziei właśnie się
rozpłynęły, wraz z pojawiającym się w sercu nieprzyjemnym ściskiem. Już miałam
zamiar zrezygnować z rozmowy, ale przypomniałam sobie o jeszcze jednej,
istotnej rzeczy.
–
Insulina – wychrypiałam słabo. Dopiero po chwili zorientowałam się, jak
żałośnie to zabrzmiało. – Dlaczego skłamałeś o insulinie Ino?
– A
myślisz, że co by zrobiła Karin, gdyby dowiedziała się prawdy? – prychnął. –
Martwa na nic mi się nie przydasz, a musisz ściągnąć mnie z tych cholernych
gór.
Tetsu
praktycznie na mnie nie patrzył. Utkwił wzrok w domku – do którego Karin pewnie
już dotarła – wyrażający znudzenie i obojętność. I właśnie wtedy zorientowałam
się, że on może być gorszy od swojej towarzyszki. Mógł grać potulnego, poddawać
się regułom narzuconym przez Karin, a w odpowiednim momencie wyprowadzić swój
cios. Ta świadomość zaczęła mnie zabijać.
Nagle
usłyszałam chrzęst śniegu i natychmiastowo odwróciłam się w kierunku
nadchodzącej dziewczyny. W jej oczach szalały radosne iskierki. Nawet nie
próbowała powstrzymać uśmiechu. Co gorsza, w jej dłoni swobodnie wisiał
pistolet. Nie usłyszałam wystrzału, a to oznaczało, że w leśniczówce nikogo nie
było.
–
Miała rację – zwróciła się do Tetsu i wskazała bronią na mnie. – Nikogo tam nie
było chyba od wieków, ale znalazłam mnóstwo jedzenia i jest bieżąca woda.
Prześpimy się tam a potem spadamy.
Miałam
ochotę ugiąć się wraz z ciężarem, który spadł na moje barki. Mój ostatni
ratunek został właśnie przekreślony. Już nic nie mogło mi pomóc. Mogłam jedynie
liczyć na szczęście, które ostatnio szczególnie nie paliło się, żeby mi
towarzyszyć.
–
To świetnie. Chodź, Sakura.
Powłóczyłam
nogami za porywaczami, całkowicie wyssana z jakiejkolwiek energii i chęci do
życia. Gdy tylko weszliśmy do leśniczówki, do moich nozdrzy dotarł zapach
stęchlizny, a swobodnie otulający meble kurz dał mi do zrozumienia, że w chatce
rzeczywiście od dawna nikogo nie było. Nigdzie nie zauważyłam śladów butów, w
kuchni panował porządek, wszystkie naczynia leżały w szafkach. Nic nie
wskazywało na to, żeby ktokolwiek odwiedzał to miejsce.
–
Pójdę zebrać trochę drewna – mruknął Tetsu i wyszedł z domku. W tym czasie
zdążyłam przeszukać wszystkie szafki, a odkrywszy kilka konserw i puszek z
jedzeniem, ogarnęła mnie przyjemna ulga. Przynajmniej się najemy.
–
Zrób coś na obiad – rozkazała Karin, a następnie zniknęła gdzieś w korytarzu.
Wyciągnęłam
z szafki garnek i szybko nalałam do niego wody na makaron. W związku z tym, że
do jedzenia były tylko rzeczy puszkowane, uznałam, że najlepszym, co mogę
zrobić, będzie tuńczyk właśnie z makaronem.
W
momencie, gdy woda zaczęła się gotować, do kuchni wszedł Tetsu i oznajmił, że
kominek już się pali. Ucieszyła mnie ta wiadomość, bo w całej leśniczówce było
przeraźliwie zimno, ale zareagowałam z dystansem. Jedyne, co zrobiłam, było
skinięcie głową.
–
Jakbyś potrzebowała pomocy, wołaj.
Nie
potrzebowałam. Ani teraz, ani nigdy, a nawet jeśli – i tak bym go o nią nie
poprosiła. Dlatego w samotności ugotowałam nam obiad i oznajmiłam, że jest już
gotowy. Nałożyłam sobie nieco dania i bez słowa ruszyłam do salonu, w którym
było już przyjemnie ciepło. Zdjęłam z siebie kurtkę i usiadłam na zakurzonym
dywaniku przed kominkiem, rozkoszując się ciepłem, jakie dawał.
Patrząc
tak na tańczące płomienie uznałam, że noc będzie odpowiednią okazją do
ucieczki. O ile oczywiście nie zamkną mnie w jakimś pomieszczeniu i oboje pójdą
spać, a zważając na fakt, że byli zmęczeni i z całą pewnością spragnieni snu,
mogłam w to uwierzyć. Poza tym, umówmy się, nie pozostało mi już nic innego,
jak korzystać z okazji. A jeśli ma się taka natrafić, musiałam psychicznie się
przygotować i wiedzieć, że właśnie tego chcę. Wędrować przez las samotnie,
zdana tylko na siebie, nieszczególnie silna, ale sprytna i z mapą Kiby.
Po
obiedzie wzięłam szybki prysznic, wcześniej rozwieszając przemoczone ciuchy
przez oparcia krzeseł. Gdy wyszłam z łazienki, na zewnątrz było już całkiem
ciemno, choć zegary wskazywały na godzinę dziewiętnastą. Pomimo ciężkich powiek
i znużenia, musiałam wytrzymać i nie zasnąć. Problem jednak w tym, że gdy tylko
usiadłam w fotelu i nakryłam się kocem, który podał mi Tetsu, moje zmęczenie
wygrało. Patrzyłam jeszcze chwilę na chłopaka, leżącego z wyciągniętymi nogami
na kanapie, jak powoli odpływa w błogą krainę snu, a później sama – niech mnie
szlag – dałam się do niej zaciągnąć.
Obudziły
mnie wdzierające przez okno promienie słońca. Przetarłam oczy i natychmiastowo
rozejrzałam się po pomieszczeniu. Tetsu dalej leżał na kanapie, tym razem
odwrócony tyłem do mnie i smacznie spał. Niby mogłam to wykorzystać, ale
wiedziałam, że każdy mój ruch może go obudzić, bo był już w miarę wyspany, więc
wolałam nie uciekać. Zerknęłam za to przez okno i dostrzegłam padający śnieg.
Zaczęłam się modlić o śnieżycę. Jeśli takowa wystąpi, posiedzimy tu jeszcze
jeden dzień i tej nocy, nie będąc aż tak padnięta, z pewnością uda mi się
wymsknąć.
Rozprostowałam
zastane kości i cicho poszłam do kuchni, owinięta kocem. Postawiłam wodę na
herbatę i usiadłam na krześle przy oknie, wpatrując się w spadające płatki
śniegu. Wszystko wyglądało naprawdę magicznie, i gdyby nie to całe porwanie,
byłabym teraz najszczęśliwszą osobą na świecie. Tymczasem musiałam zastanawiać
się, czy uda mi się przeżyć kolejny dzień bez oberwania w twarz od Karin.
Siniaki nabrały intensywnego, fioletowego koloru i bolały mnie przy każdym
ruchu mięśni. Dlatego wolałam się nie uśmiechać, nie złościć, nie robić nic, co
mogłoby tylko powiększyć moje cierpienie. Ponadto na szyi też malował się
piękny ślad po duszeniu, a brzuch przyozdabiało niewielkie zasinienie. Karin ma
moc w tych rękach, nie ma co.
Siedząc
z pyszną, gorącą herbatą, podkuliłam pod siebie nogi i zniknęłam w swoich
myślach. Zaczęłam się zastanawiać, jak radzi sobie Ino, czy Kiba już nas szuka,
czy powiadomił policję i straż leśną, czy ktoś jest na naszym tropie… Miałam
ogromną nadzieję, że Inuzuka znajdzie mnie, nim Karin zdąży pozbyć się
problemu, jakim byłam. Chciałam też wierzyć, że Ino spokojnie czeka na pomoc,
ale znając ją – odchodzi od zmysłów, nie mając odwagi, by wyjść na dwór.
Martwiłam się o nią, ale w tej sytuacji niestety moje życie było w większym
niebezpieczeństwie, dlatego cały czas do niego wracałam.
Głośne
kroki ocuciły mnie z letargu, w jaki popadłam. Obojętnie zerknęłam na drzwi
wejściowe, w których pojawił się przestraszony Tetsu. Ucieszyłam się, widząc na
jego twarzy inne emocje od złości, czy kpiny. Jednocześnie zaczęłam się
zastanawiać, czy martwił się bo uciekłam i nie wyprowadzę go z gór, czy może o
moją osobę. Szybko dotarło do mnie, że o to pierwsze. W końcu nie chciał mi
pomagać i jeszcze wczoraj dobitnie mnie o tym poinformował.
–
Jesteś – powiedział z ulgą. Pozbierał się prędko i znów udawał obojętnego.
–
Niby gdzie miałabym uciekać? – prychnęłam.
Tetsu
zmieszał się nieco, ale nic nie odpowiedział. Wyjął z szafki kubek i zrobił
sobie herbatę.
–
Wyspałaś się? – spytał zwyczajnie. Skinęłam głową i znów spojrzałam za okno. –
Zdaje się, że zbliża się śnieżyca – stwierdził. Tak, tak, tak! Oby miał rację!
– Chyba lepiej będzie zostać tutaj jeszcze jeden dzień.
–
Jak uważasz.
– A
ty co sądzisz? – podchwycił. Wydawało mi się, że robił wszystko, bym podjęła z
nim żywą rozmowę. Nie wiedziałam tylko, po co, więc wolałam zbyć go tak szybko,
jak to tylko było możliwe.
–
Czy to ważne? I tak nie liczycie się z moim zdaniem.
–
Liczymy się bardziej, niż ci się wydaje – odparł z aroganckim uśmiechem. Miałam
dość tych jego przystojnych rysów twarzy, hipnotyzujących oczu i idealnych,
czarnych włosów. Zapewne w innych okolicznościach zakochałabym się w nim od
pierwszego wejrzenia – ba! Jak tylko zobaczyłam go wtedy w sklepie, poczułam
motylki w brzuchu. Ale teraz? Napawał mnie obrzydzeniem i znienawidziłam ten
jego idealny, arogancki uśmieszek. – To w końcu na tobie polegamy. Jesteś tu
najważniejsza.
–
Tylko do czasu, bo jak zaprowadzę was na miejsce, zabijecie mnie bez mrugnięcia
okiem – warknęłam i podniosłam się z krzesła, które cicho zaskrzypiało. –
Rzeczywiście się ze mną liczycie – dodałam i chciałam wyjść z kuchni, ale Tetsu
stanął w drzwiach. Z jego oczu nie znikało rozbawienie. – Puść mnie.
–
Posłuchaj…
–
Wal się, Tetsu – warknęłam, nie myśląc wcale o konsekwencjach. W gruncie rzeczy
później mogłabym tylko żałować, że nie zabili mnie teraz, natychmiast, tylko
kazali cierpieć o wiele dłużej. Co mi więc szkodziło trochę się powyżywać? –
Nie mam ochoty na rozmowy z porywaczem, więc z łaski swojej, daj mi przejść.
–
Bądź cierpliwa, dobra? – poprosił i położył mi dłoń na ramieniu. Szybko ją z
niego strzepnęłam i bez słowa poszłam do salonu.
Nim
Karin się obudziła i wyszła z jedynego pokoju sypialnego, który natychmiastowo
zajęła, śnieżyca rozpętała się na dobre. Zapadła więc decyzja: zostajemy tu
jeszcze jeden dzień i wyruszamy z samego rana, o ile warunki się polepszą.
Przyjęłam tę wiadomość z ulgą, ale jednocześnie zmartwiło mnie, że Ino spędzi
kolejne godziny samotnie, bez zapasów, a ja z tymi ludźmi, których tak
nienawidziłam. Niemniej – to była okazja do ucieczki. I tym razem ją
wykorzystałam.
Jak
tylko Tetsu zasnął głębokim snem, niepewnie odrzuciłam koc z nóg i cichutko jak
mysz, poszłam do kuchni. Owinęłam jeden nóż grubą skarpetą i wrzuciłam go do
kieszeni kurtki, którą wcześniej na siebie nałożyłam. Po drodze wzięłam ze sobą
jeszcze manierkę z wodą, latarkę oraz kompas, który Karin przypadkowo zostawiła
na szafce obok wyjścia. Z sercem w gardle, przerażona i pełna nowej nadziei,
podeszłam do drzwi. Powoli nacisnęłam klamkę i jeszcze wolniej pociągnęłam ją
do siebie, żeby drewno nie wydało z siebie żadnego skrzypnięcia. Zimno wdarło
się do domu, ale byłam pewna, że nie zbudzi Tetsu. Zresztą kominek szybko
wyrówna temperaturę. Ze ściśniętym żołądkiem przestąpiłam próg domu i powoli,
drżącymi rękami, zamknęłam drzwi. Wiatr uderzył mnie w twarz, otumaniając
śniegiem, który ze sobą niósł. Schowałam twarz w szaliku i cicho, obawiając
się, że obudziłam porywaczy, skierowałam się prosto do lasu. Wspięłam się po
stromym urwisku najostrożniej, jak tylko potrafiłam. Gdybym tylko się
poślizgnęła, z całą pewnością złamałabym rękę lub nogę. A wtedy nikomu nie
byłabym już potrzebna.
Gdy
wreszcie znalazłam się między drzewami, zerknęłam za siebie. Leśniczówka była
ledwie widoczna, co działało również na moją korzyść. Kusiło mnie włączenie
czołówki, ale nie mogłam zdradzić swojego położenia, dlatego w całkowitych
ciemnościach, parłam do przodu. Pomimo zimna, śniegu i ciemności, czułam
ogromne szczęście. Miałam ochotę zacząć krzyczeć, ale musiałam się powstrzymać,
żeby mnie nie nakryli. Chichotałam cicho, brnąc przed zaspy. Czułam ściekający
po plecach pot oraz dudniące przez zbyt duże tempo serce, ale nie zatrzymywałam
się. Szłam przed siebie, wolna i bezpieczna. Dopiero później mogłam zacząć się
martwić tym, że przy jakimkolwiek odpoczynku, zamarzająca woda gwałtownie
obniży temperaturę mojego ciała. Obecnie cieszyłam się ucieczką, ale mimo wszystko
zwolniłam. Schyliłam się również i zrobiłam ze śniegu kulkę, którą włożyłam do
ust. Była lodowata, ale podziałała na mnie otrzeźwiająco. Nie sądziłam, żebym
mogła się odwodnić w takich warunkach, ale skoro się pociłam, musiałam pić.
Nagle
snop światła zamigotał między drzewami. Odruchowo odskoczyłam w bok i schowałam
się za dużym pniem, z niedowierzaniem zaciskając powieki. Gdy je uchyliłam,
światło nadal przeszukiwało okolice i co gorsza, znajdowało się coraz bliżej.
Gorączkowo zastanawiałam się, co zrobić, gdzie się schować, gdy nagle
usłyszałam nawoływanie.
–
Sakura!
Zamarłam
sparaliżowana. Głos Tetsu odbił się w mojej głowie echem i za każdym razem
ranił coraz mocniej. Ogarnęła mnie panika, nie pozwalająca na wykonanie żadnego
ruchu. Stałam jak słup soli i nasłuchiwałam, czy mi się przypadkiem nie
przesłyszało.
–
Sakura... cholery!
A
więc mózg nie płatał mi figli. Tetsu naprawdę mnie szukał i prawdopodobnie
szykował się na popełnienie morderstwa. O nie.
Popatrzyłam
przed siebie, szukając drogi ucieczki. Las nie był szczególnie gęsty, a
kilkanaście metrów dalej rzedniał i przeradzał się w polanę. Wbiegając tam,
zdradzę swoje położenie, ale w tej sytuacji nie widziałam innego wyjścia.
Zerwałam
się do ucieczki, spoglądając przez ramię na źródło światła. Biegłam co tchu,
czując paraliżujące zimno w tchawicy, ale nie zamierzałam się zatrzymywać.
Mniej więcej w połowie polany potknęłam się i przewróciłam, co jednak wyszło na
moją korzyść – sekundę później światło latarki omiotło tę okolicę, tuż nad moim
ciałem. Przeczołgałam się chwilę, a następnie biegnąc na wpół zgiętą, dotarłam
do drzew i schowałam za jednym z nich. Oparłam się rękami o uda i pozwoliłam na
chwilę odpoczynku.
–
Sakura, nie uciekaj! … pomóc sobie!
Pomóc?
On chciał mi pomóc? Aż zachciało mi się śmiać. Nie byłam mu do niczego
potrzebna po tym, jak wyprowadzę ich z lasu. Mimo wszystko samotna wędrówka
była bezpieczniejsza, w każdym razie nie czekała mnie pewna śmierć. Miałam
szansę dotrzeć do Izu i Kiby, gdzie znalazłabym schronienie.
–
Nie zrobię… krzywdy!
Słowa
„nie zrobię ci krzywdy” nigdy nie oznaczały prawdy. Z tym przekonaniem weszłam
w las i tak szybko, jak mogłam, przedzierałam się przez śnieg. Z każdą chwilą
słabłam, a głos Tetsu dobiegał coraz wyraźniej i bliżej. Moja śmierć się
zbliżała, mój koniec…
–
Sakura! Gdzie jesteś? Sakura!
Błagam,
Tetsu, odpuść. Błagam! Pozwól mi uciec!
Opadłam
z sił. Skuliłam się za jednym z drzew i zaczęłam ryczeć z rozpaczy i
bezsilności. Czekałam, aż chłopak dorwie mnie w swoje szpony i brutalnie zabije
za nieposłuszeństwo. Sekundy dłużyły się w nieskończoność, jego głos osaczał
mnie z każdej strony, a ja rozpaczliwie krzyczałam, żeby przestał, żeby mnie
zostawił. Tylko to mi pozostało.
–
Sakura!
Tetsu
padł na kolana tuż obok i oplótł mnie swoimi ramionami. Zaczęłam się szamotać,
pewna, że chce mnie w ten sposób zabić, wbić mi nóż w plecy, ale niewiarygodnie
się pomyliłam. Chłopak potrząsnął mną za ramiona i dopiero wtedy się
opanowałam.
–
Uspokój się, słyszysz? Wariatko, cicho. Nic ci nie grozi.
–
Zostaw mnie – jęknęłam żałośnie. – Tetsu błagam, zostaw mnie.
–
Nie mogę – odparł z pobłażliwym uśmiechem i ujął moją twarz w dłonie. – Jeśli
cię tutaj zostawię, umrzesz za trzy godziny, o ile nie szybciej. Nie pozwolę na
to.
–
Teraz nie! – prychnęłam przez łzy. – Ale jak tylko was zaprowadzę do
autostrady…
–
Nigdy – odpowiedział szybko. – Rozumiesz, Sakura? Nie pozwolę ci umrzeć.
Patrzyłam
na niego jak sparaliżowana. Łzy spływały mi po policzkach i nieprzyjemnie
drażniły. Tetsu cierpliwie ścierał je kciukami, ale te napływały kolejnymi
falami, ukazując przed chłopakiem wszystkie moje słabości.
–
Wszystko w porządku? – spytał, a ja pokręciłam głową. – Jesteś ranna?
–
Nie, ale to nie znaczy, że jest w porządku – fuknęłam i odepchnęłam jego ręce.
Tetsu zlustrował mnie wzrokiem, jakby szukając obrażeń. – I tak nie wracam.
–
Wolisz tu zostać i zginąć?
– A
co za różnica? Karin i tak by mnie zabiła – prychnęłam. Tetsu uśmiechnął się
delikatnie i pokręcił głową.
–
Nie pozwolę jej na to.
–
Czemu miałabym ci wierzyć? – fuknęłam, czując kolejną falę łez. – Nie
powtrzymałeś jej przed porwaniem nas, pobiciem mnie i zabiciem tego kogoś ze
składziku! – powiedziałam, nim zdążyłam się ugryźć w język. Tetsu wydał się
naprawdę zaskoczony, ale przecież był dobrym aktorem i musiałam o tym pamiętać.
–
Jak to? – spytał. – Kogo ze składziku?
– W
tej skrzyni na narzędzia było ciało – wyznałam. – Chyba nie sądzisz, że
uwierzę, że nic o tym nie wiedziałeś.
–
Mówiłaś jej o tym? – spytał, a ja pokręciłam głową.
– A
co? To ty zabiłeś tego chłopaka? – Zimny strach sprawił, że aż zakręciło mi się
w głowie.
–
Dobrze, że nic jej nie powiedziałaś.
– A
chyba powinnam! – syknęłam i wyrzuciłam ramiona w górę. Teraz byłam już niemal
pewna, że to Tetsu zabił tego człowieka. Jego ciepłe gesty zwiodły mnie i
pozwoliły mu zaufać, a w gruncie rzeczy był bezlitosnym mordercą. Skuliłam się
pod wpływem tego spostrzeżenia. – I tak zamierzasz mnie zabić, więc…
–
Nie chcę cię zabić. Karin też nie. Zresztą mówiłem ci, że jej na to nie
pozwolę.
–
Serio?! – krzyknęłam. – A czy nie widzisz, że to ona ma tutaj władzę? Ma pistolet
i jestem pewna, że nie zawaha się go użyć! Ty jesteś nikim!
Zamiast
się obrazić i wściec, Tetsu spoglądał na mnie zaintrygowany. Nie wiem, czy
chciał rozgryźć, co naprawdę o nim myślę, czy może jak mnie przekonać do
powrotu, ale chwilę później wstał i podał mi rękę.
–
Podnieś się. Jesteś przemoczona, temperatura twojego ciała spada i…
–
Mam to gdzieś – warknęłam i skrzyżowałam ramiona, jak małe dziecko. – Nie
zamierzam wam dłużej pomagać. Wolę umrzeć tutaj, niż z waszej ręki.
–
Gdzie jest ta silna dziewczyna, którą wczoraj poznałem? – spytał i ukucnął
przede mną. Patrzyłam na niego spode łba. – Ta, która ochroniła przyjaciółkę
kosztem swojego życia, ta, która zamierzała pokonać sześćdziesiąt kilometrów z
ciężkim plecakiem?
–
Nie mam jej tu! – syknęłam. – Zresztą podsłuchiwałeś nas? Mówiłam to do Karin,
nie do ciebie.
–
Oczywiście, że podsłuchiwałem. – Tetsu uśmiechnął się tajemniczo, coraz
bardziej mnie do siebie przekonując. To było w tym wszystkim najgorsze.
Chciałam mu zaufać, wierzyć, że nie zrobi mi krzywdy. I choć wiedziałam, że
może być groźny, to umiejętnie mnie do siebie przekonywał. – Weź się w garść –
rozkazał. – Jesteś silna fizycznie, teraz jeszcze musisz wytrzymać psychicznie.
Wracamy do leśniczówki.
–
Karin mnie zabije.
–
Karin się nie dowie.
– A
jeśli nie śpi? – spytałam. – Jeśli twój wrzask ją obudził?
–
Śpi – odpowiedział pewnie. – Wierz mi. Ją ciężko obudzić.
–
Nie chcę tam wracać – wysapałam, niemal krztusząc się łzami i paniką, siedzącą
w gardle. – Nie chcę… Boję się – przyznałam. – Tak cholernie się boję.
–
Wiem.
Nagle
poczułam przyjemne ciepło bijące od ciała chłopaka. Bezwiednie wtuliłam się w
jego muskularne ciało i pozwoliłam, by uspokajająco głaskał mnie po głowie.
Trzęsłam się z zimna i strachu, ale jego ramiona przyniosły potrzebne ukojenie.
Uspokoiłam się po chwili i od niego odsunęłam.
–
Nie pozwolę, by stała ci się krzywda.
–
Dlaczego? – spytałam. – Jaki masz cel, prócz tego, że mam cię wyprowadzić z
gór?
Tetsu
zmrużył oczy i znów uśmiechnął się w ten piękny, irytujący sposób.
–
Po prostu nie chcę, żebyś cierpiała. Czy to wystarczy?
–
Nie wystarczy – burknęłam. – Ale powinniśmy wracać.
Chłopak
uśmiechnął się z westchnieniem ulgi i pomógł mi podnieść się ze śniegu.
Teoretycznie
droga w dół powinna być łatwiejsza, ale moje zmęczone nogi wcale nie chciały
współpracować i wlekłam się w kierunku leśniczówki jak ślimak. Wszystko mnie
bolało a świadomość, że nie udało mi się uciec, nieprzyjemnie gniotła mnie w
okolicach serca. Nie miałam też żadnej pewności, że Karin śpi. Kto wie, może
krążyła właśnie wokół leśniczówki z pistoletem w dłoni, a ja naiwnie dałam się
prowadzić na pewną śmierć?
Gdy
po jakimś czasie znaleźliśmy się przed domem, Tetsu nagle szarpnął moim ciałem
i przycisnął mi dłoń do ust tak mocno, że przez chwilę nie mogłam oddychać.
Chłopak pociągnął mnie w tył i ukrył za domkiem, ale przez okno mieliśmy widok
na wszystko, co się działo w środku. Dlatego gdy zobaczyłam Kibę, zaczęłam
szamotać się w rękach Tetsu, kopać go i jęczeć. Krzyczałam do przyjaciela, że
tutaj jestem, że potrzebuję pomocy, że nie może mnie zostawić, ale słowa nie
wyszły poza moją głowę, a dudniący wiatr skutecznie zagłuszał moje pojękiwania.
Kiba
musiał zaskoczyć Karin podczas snu, bo mierzył do niej z pistoletu, który z
całą pewnością zabrał z domku w Izu. Rodzina Yamanaka, mojej przyjaciółki,
miała tam jej zapas, na wszelki wypadek i w razie chęci upolowania jakiejś
zwierzyny, na co zresztą mieli pozwolenie. Dziewczyna natomiast trzymała ręce w
górze i nawet z takiej odległości czułam, jak wielki strach ją obleciał.
Próbowałam
krzyczeć, ale Tetsu bezlitośnie zaciskał dłoń na moich ustach. Z całej siły
kopnęłam go piętą w piszczel, za co natychmiastowo zostałam ukarana. Chłopak
przygwoździł mnie do ściany i boleśnie wbił kolano w plecy, aż w końcu
przestałam stawiać opór. Przycisnął moje ciało do oblodzonych desek i nie
pozwalał ruszyć się choćby milimetr.
–
Gdzie one są?! – ryknął Kiba. – Wiem, że je tutaj zabrałaś, ty cholerna dziwko!
–
Jestem tutaj całkiem sama – skłamała Karin. Tylko głupi uwierzyłby w tak
fałszywy ton głosu.
– A
te trzy szklanki?! – wydarł się i wolną ręką wskazał na zlew w kuchni. – Gadaj,
co z nimi zrobiłaś! Zabiłaś je?!
–
Nie jestem zabójcą – odparła spanikowana.
–
Nie? – prychnął Kiba. – Znam cię, dziwko. Wiele razy widywałem się w tym barze,
na dole. Podrywasz wszystkich, a potem wywozisz ich nie wiadomo gdzie i robisz
zdjęcia! Po co ci one? Co, chcesz zaszantażować ich rodziny? Ile chcesz za nie
pieniędzy? I co zrobiłaś z Ino i Sakurą?!
–
Musiałeś mnie z kimś pomylić.
–
Zacznij gadać, kurwo, albo wezwę policję! Nie wykręcisz się z tego!
–
Dobra, dobra. – Karin zmiękła, a ja poczułam nie do opisania ulgę. – Musisz mi
uwierzyć, że nie zrobiliśmy im krzywdy.
–
My? – spytał podejrzliwie Kiba.
–
Ja i mój znajomy, Tetsu – sprostowała. W tym momencie chłopak mocniej zacisnął
rękę wokół mojej talii, jakby chcąc mi dać do zrozumienia, że i tak nie uda mi
się zwrócić uwagi przyjaciela. – Przyszły do nas podczas śnieżycy, więc
wpuściliśmy je do środka. Nie mogliśmy ich tak zostawić…
–
Konkrety!
–
To Tetsu szukasz. Był tu, kiedy kładłam się spać. Musiał z nią uciec…
– Z
kim? – Kiba powoli tracił cierpliwość.
– Z
Sakurą. Pewnie są teraz gdzieś w lesie.
– A
Ino? Gdzie jest Ino?!
–
Została w domku, kilka kilometrów stąd…
–
Zostawiliście moją dziewczynę samą?! – Kiba wtargnął do środka i przycisnął
Karin do ściany, przystawiając jej pistolet do skroni. Ze zdumienia otworzyłam
szeroko oczy. Nie spodziewałam się, że Inuzuka może być tak narwany. – Co to za
domek?!
– Z
takimi zielonymi zasłonami i czerwonym dachem, niedaleko stąd…
–
Wiem gdzie – syknął. – Ten cały Tetsu… Kim on jest?
–
To on stanowi niebezpieczeństwo, nie ja – jęknęła Karin, błagając jednocześnie
o litość.
Kiba
uśmiechnął się, odsunął od niej i wycelował pistoletem prosto w czoło
dziewczyny. Szarpnęłam się, żeby mu jakoś przeszkodzić, ale żelazny uścisk
Tetsu nie pozwolił mi na jakikolwiek ruch.
–
Chyba mnie nie zabijesz – powiedziała cicho, niepewnie. – W lesie byliśmy tylko
my, strażnicy od razu dowiedzą się, że to ty…
Kiba
uśmiechnął się z wyższością i zwolnił blokadę pistoletu.
–
Spokojnie, nie zostawię żadnych śladów.
Strzał..
Drugi. Trzeci. Czwarty.
Ciało
Karin osunęło się po ścianie, zostawiając na nim krwiste ślady.
Tetsu
drgnął lekko, ale nie zwolnił uścisku.
Prawie
odleciałam ze strachu i wrażenia, jakie zrobiła na mnie czyjaś śmierć.
Kiba
wszedł do środka i rozejrzał się w poszukiwaniu kogokolwiek, kto mógłby mu
powiedzieć coś na temat Ino, lub mój. Jak przez mgłę widziałam, że wyciągnął z
kieszeni spodni zapalniczkę i podpalał nią firanki, a następnie starą kanapę. Z
początku nie rozumiałam, po co to robi, ale po kilku sekundach dotarło do mnie,
że zaciera za sobą ślady. Policja to właśnie jego oskarżyłaby o śmierć Karin,
dlatego najlepszym zabezpieczeniem dla niego będzie spalenie dowodów. Nie
mogłam uwierzyć, że Kiba cechował się taką przebiegłością, oraz, że ogień tak
szybko rozprzestrzenia się po kolejnych meblach i ścianach. W środku zapanował
gęsty dym, natomiast chłopak wyszedł właśnie z domu.
Tetsu
siłą zaciągnął mnie w ciemny kąt ganku, a ja, mając świadomość, że Kiba ma
zamiar odejść beze mnie, zaczęłam rzucać się i szamotać w ramionach porywacza.
Nie mogłam jednak uciec, a ryk wiatru tłumił moje desperackie próby
nawoływania. Po chwili usłyszeliśmy ryk odpalanego silnika, a do naszych oczu
doszedł widok Kiby, odjeżdżającego na skuterze śnieżnym. Patrzyłam za nim z
rozpaczą. Opadłam z sił i bezwiednie zwisałam w ramionach Tetsu, który puścił
mnie po krótkiej chwili. Uklękłam w śniegu, nie mogąc uwierzyć, że Kiba mnie
zostawił. Że nie zdołał mnie usłyszeć. Że zabił Karin.
Czułam
żar ogarniający moje policzki od palącej się leśniczówki, ale nie byłam w
stanie się ruszyć. Łzy ciekły mi po twarzy. Skuliłam się i wydałam z siebie
głośny jęk rozpaczy, ale Tetsu w ogóle nie zwracał na to uwagi.
–
Nie ruszaj się stąd – rozkazał i naciągnął kurtkę na twarz. – Pójdę po nasze
rzeczy.
Chłopak
rzucił się w otwarte drzwi leśniczówki, a mi przyszło do głowy, że teraz
mogłabym uciec. Tyle, że on by mnie znowu wytropił, a wtedy nie mogłam liczyć
na jego litość. Zresztą miał wszystkie nasze rzeczy, był mi potrzebny…
Oszołomiona,
odsunęłam się od domku na bezpieczną odległość i dopiero wtedy zdałam sobie
sprawę z rozmiarów pożaru. Ogień trawił już wszystkie ściany, a ogromny żar
uderzał mnie w twarz i oblewał ją potem. Widziałam, jak Tetsu biega i pakuje
wszystko, co napatoczyło mu się pod rękę, do plecaków i byłam zdumiona, że jest
w stanie tam oddychać. W końcu wytoczył się stamtąd chwiejnym krokiem,
dusząc się dymem. Rzucił dwa plecaki na ziemię i padł w śnieg, przeraźliwie
kaszląc. Twarz miał pokrytą czarną sadzą, jedynie wokół oczu zrobiły mu się niewielkie,
jasne obwódki.
Patrzyłam
na jego cierpienie z istną obojętnością. Nienawidziłam go za to, co mi zrobił.
Miałam ochotę skrzywdzić go tak, jak on mnie. Zdeptać, przycisnąć jego
przystojną twarz do śniegu i przydusić. Wszystko dlatego, że Kiba odjechał beze
mnie przez niego.
Po
chwili Tetsu się uspokoił i przetarł twarz rękawem kurtki. Podał mi jeden
plecak, który automatycznie od niego przechwyciłam, a drugi zarzucił na swoje
ramiona. Popatrzył na mnie uważnie, z powagą. Widział moje rozgoryczenie, byłam
tego pewna, ale nie raczył nic na ten temat mówić.
–
Musimy jak najszybciej znaleźć schronienie – powiedział chrapliwym głosem i
odkaszlnął dwa razy. – Zaraz rozpęta się śnieżyca.
Weszliśmy
w ciemny las, który częściowo osłaniał nas przed mroźnym wiatrem i grubym
śniegiem, nieustannie przeszkadzającym nam w wędrówce. Biały puch sięgał coraz
wyżej i beztrosko zwisał z gałęzi, co uzmysłowiło mi, że w takich warunkach
nikt nie będzie w stanie wyruszyć w góry. Ani policja, ani Kiba, ani nikt z
mojej rodziny. Ta myśl wbiła mi kolejną już szpilkę w serce, przez co aż się
skuliłam.
– W
porządku? – Tetsu zatrzymał się i podszedł w moim kierunku.
–
Zostaw mnie – syknęłam, gdy chciał położyć mi dłonie na ramionach. – Po prostu
mam już dość.
–
Wiem, że jesteś zmęczona…
–
Mam dość ciebie. Tej sytuacji. Wszystkiego – warknęłam. – Nie odzywaj się do
mnie.
Tetsu
zmarszczył lekko brwi, ale mnie wysłuchał. Ruszył do przodu, a ja niechętnie za
nim. Myślami non stop wracałam do Kiby i zastanawiałam się, co mogłam zrobić,
żeby mnie zauważył. Wyrzucałam sobie zmarnowanie okazji i przeklinałam na swoją
nieporadność, ale cały czas dudniło mi w głowie, że to nie moja wina. Robiłam
wszystko, by się wyrwać, by dać mu jakoś znać, że też tu jestem. Tetsu po
prostu jest zbyt silny.
Cały
czas czułam mroźne podmuchy wiatru na całym ciele. Buty już dawno mi przemokły,
przez co stopy dawały znać o sobie przy każdym kroku. Byłam zmęczona,
przerażona oraz wypruta z jakichkolwiek chęci do życia. Po jakimś czasie mój
mózg zupełnie się wyłączył, a ja skupiłam się tylko na tym, żeby posuwać się do
przodu.
Ocknęłam
się z niebytu, gdy Tetsu posadził mnie na jakimś kamieniu. Popatrzyłam na niego
półprzytomna i dopiero wtedy się zorientowałam, że musiałam zemdleć. Zrobiło mi
się natychmiastowo głupio, ale chłopak najwyraźniej nie zwrócił na to większej
uwagi. Mówił coś do mnie, podekscytowany. Dopiero gdy powiodłam wzrokiem za
jego palcem, dostrzegłam powalone drzewo, którego rozległe gałęzie ochraniały
niższe tereny przed śniegiem i zimnem, a pod konarem powstało coś w rodzaju
jaskini, która mogła zapewnić nam odcięcie się od śnieżycy. Tetsu pomógł mi
wpełznąć do środka, a sam wszedł tuż za mną. Śmierdziało tutaj zgnilizną i
wszędzie panoszył się brud, ale przynajmniej było sucho i nie wiało.
–
Jak twoje stopy? – spytał, pocierając o siebie dłońmi, żeby je rozgrzać.
–
Mokre – wydusiłam z siebie. Na nic innego nie mogłam sobie pozwolić. Bolały
mnie zęby od ciągłego szczękania, w głowie huczało od emocji i zmęczenia, a
całe ciało było tak obolałe, że z ogromną przyjemnością oparłam się o ziemię i
zamknęłam oczy.
–
Napij się, zanim uśniesz – polecił i podał mi manierkę z wodą. Upiłam dwa łyki,
czując przyjemne ciepło, rozchodzące się po całym ciele, po czym skuliłam się i
pozwoliłam na sen.
Obudziłam
się w przyjemnym cieple. Niechętnie uchyliłam powieki i dostrzegłam
przedzierające się przez konary promienie słońca. Nie chciałam się ruszać, ale
zobaczywszy, że leżę skulona u boku Tetsu, odskoczyłam na bok, czego szybko
pożałowałam. Ogarnął mnie przenikliwy chłód i dopiero wtedy zauważyłam, że
chłopak rozłożył na ziemi karimaty i przykrył nas kocami. Oddał mi też swoje
buty, dzięki czemu w końcu czułam palce.
–
Nie śpisz już? – spytał zaspany i podniósł się do siadu. Przetarł oczy i
popatrzył za moim wzrokiem, na swoje buty. – Miałaś zupełnie przemoczone
skarpety. Powiesiłem je i buty żeby wyschły, ale najpierw musimy rozpalić
ogień. – Zerknęłam na moje odzienie, przewieszone przez wystający konar. –
Przestało padać, więc mogę znaleźć trochę drewna.
Tetsu
zbliżył się do mnie i zaczął rozsznurowywać swoje buty. Nieśmiało patrzyłam na
jego przystojną twarz i powtarzałam sobie, że powinnam go nienawidzić, a nie
zachwycać się jego urodą.
–
Zaraz wracam – powiedział i wyszedł na zewnątrz naszej kryjówki. Posłałam mu tęskne
spojrzenie, bo bez niego ta nora wydawała się być przerażająco zimna, ale nic
nie odpowiedziałam. Naciągnęłam na siebie mocniej koc i wtuliłam w karimatę.
Nie
chciałam tego przyznawać, ale towarzystwo Tetsu działało na mnie pokrzepiająco.
W tym momencie nie potrafiłam, nie chciałam sobie wyobrazić, że mogłoby go
zabraknąć. Nie poradziłabym sobie sama. I choć znalazłam się w tej sytuacji
przez niego, byłam wdzięczna, że jeszcze mnie nie zostawił.
Gdy
chłopak wrócił, na nowo pogrążyłam się we śnie. Przyjemnie było się ocknąć
otulona ciepłem, jakie dawało ognisko, rozpalone przez Tetsu. Obolała, ale już
nie trzęsąca się z zimna, usiadłam i zerknęłam na pogrążonego w myślach
chłopaka.
–
Mogę spytać – mruknęłam, zwracając na siebie jego uwagę – czemu mi pomagasz?
Tetsu
patrzył na mnie nieprzeniknionym wzrokiem, aż zrobiło mi się głupio, że w ogóle
się odezwałam.
–
Może ciężko ci będzie w to uwierzyć, ale nigdy nie zamierzałem cię skrzywdzić.
Po prostu… Sprawy trochę wymknęły się spod kontroli.
Chwilę
jeszcze wpatrywałam się w Tetsu, po czym podciągnęłam kolana pod brodę i
objęłam je rękami.
–
Przykro mi z powodu Karin – mruknęłam.
–
Mi również. Ale nie myśl o niej. Skup się na sobie.
–
Powiesz mi w końcu, co takiego zrobiliście, że uciekacie przed policją? –
spytałam, nie patrząc na chłopaka. Nie miałam odwagi.
Tetsu
przez chwilę siedział w ciszy, aż w końcu ułożył się wygodniej i do mnie
przybliżył. Odsunęłam się od niego jak oparzona, chwilę później orientując się,
że po prostu zmieniał pozycję. Nie zamierzał mnie skrzywdzić.
–
Boisz się mnie? – spytał podejrzliwie. – Chyba nie sądzisz, że mógłbym cię
uderzyć?
–
Nie wiem, co sądzić – burknęłam. – Porwałeś mnie i przetrzymujesz w jakiejś
norze. Co mam sobie myśleć?
– A
czy kiedykolwiek podniosłem na ciebie rękę? – odparował. Moje milczenie było
dla niego odpowiedzią. – Nie musisz się mnie bać.
–
Tego nie wiem – skomentowałam cicho. Czułam na sobie przewiercający na wskroś
wzrok Tetsu i wcale nie było mi z tym dobrze. Mimo wszystko jego czarne oczy
wzbudzały we mnie strach. I zaufanie jednocześnie.
–
Karin była mi potrzebna do załatwienia pewnej sprawy – zaczął rzeczowo.
Zerknęłam na niego kątem oka; spoglądał w ognisko. Od razu dostrzegłam, że jest
spięty. – Jak tylko ją odnalazłem, zrobiłem wszystko, żeby mi zaufała. Miałem
nadzieję, że dzięki niej rozwiążę tę sprawę. Problem pojawił się jednak, gdy
podczas napadu na sklep, Karin postrzeliła policjanta. Od tego momentu byliśmy
poszukiwani, więc musieliśmy uciekać i przez przypadek znaleźliśmy się w tym
domku.
–
Uch – mruknęłam, oplatając się mocniej ramionami. – Brzmi niefajnie.
–
Ten pistolet, który miała przy sobie, należał do mnie. Podczas ucieczki
wyrzuciłem go do śmietnika i zamierzałem tam wrócić, ale Karin mnie
przechytrzyła. Wiele razy próbowałem jej go odebrać, ale była zbyt sprytna…
Gdybym wiedział, że będzie go używać do szantażowania was, postarałbym się
bardziej. Nie chciałem, żeby was skrzywdziła.
Tetsu
wzruszył ramionami i posłał mi blady uśmiech.
–
Jakieś jeszcze tajemnice przede mną skrywasz? – spytałam niepewnie. Chłopak
znów przyglądał mi się jakiś czas, a następnie rozpiął kurtkę i wyjął z
wewnętrznej kieszeni portfel. Pogrzebał w nim chwilę, aż wreszcie podał mi swój
dowód osobisty. Zerknęłam na fotografię przedstawiającą chłopaka, oraz
odruchowo sprawdziłam imię i nazwisko: Tetsu Gensai.
–
Wygląda na autentyczne, co nie? – zapytał. – Ale takie nie jest.
Chłopak
podał mi drugi dowód, który był starannie ukryty w portfelu. Tym razem zasłonił
jednak kciukiem nazwisko i adres. Na drugim dokumencie znajdowało się to samo
zdjęcie, ale zmieniło się jego miejsce i data wydania. I przede wszystkim
nazwisko.
Popatrzyłam
na niego pytająco. Pewny siebie uśmiech przyozdobił jego twarz, od której nie
mogłam oderwać wzroku. Był tak cholernie przystojny! Już nie zachowywał się jak
zimny drań, tylko jak naprawdę fajny facet, a nie mogłam myśleć o nim w ten
sposób. Natychmiastowo zrobiło mi się gorąco i przeszły mnie przyjemne dreszcze
wzdłuż kręgosłupa, więc spuściłam wzrok.
–
Nie chciałem, żeby Karin znała moje prawdziwie imię.
–
Dlaczego?
–
Nie ufałem jej. Wolałem, żeby nie miała na mnie żadnego haka w razie kłótni.
Niemniej nie wiem, czy mogę zaufać tobie, dlatego zdradzając ci moje prawdziwe
imię, sporo ryzykuję. Mam jednak nadzieję, że w zamian za to, ty też podzielisz
się ze mną swoimi sekretami – dodał z czarującym uśmiechem, po czym schował
dowód do portfela.
–
Nie mam żadnych tajemnic – odpowiedziałam od razu. Chłopak chwycił w palce
końcówki moich włosów. Odruchowo posłałam mu wrogie spojrzenie.
– Naturalne? - zapytał. Wzięłam
pukiel z jego dłoni i zgarnęłam wszystkie włosy na prawą stronę, z daleka od
niego.
– Nic ci do
tego – fuknęłam.
– Odpowiedz – poprosił.
Zerknęłam na niego urażona.
– Nie są naturalne – westchnęłam
w końcu. – Mają mysi kolor, brzydki.
– Czemu zdecydowałaś się na
róż? – spytał zaintrygowany.
– Nic ci do
tego – powtórzyłam.
– Ciekawi mnie to.
– To niech przestanie.
– A mówiłaś, że nie masz żadnych
tajemnic – zauważył z rozbawieniem. – Oraz, że
przyjechałyście tutaj z Ino same. – Zmienił gwałtownie
temat. – Co więc robił tutaj jej chłopak? Przecież drogi są
pozamykane, musiał tu przyjechać zanim rozpoczęła się śnieżyca. – Mistrz
dedukcji, a niech go!
–
No i?
–
Czemu o nim nie powiedziałaś? Wtedy, gdy jeszcze nie wiedziałaś, że Karin jest
niebezpieczna?
–
Przez ciebie. Bałam się, że jesteś jakimś psycholem, skoro nie chcesz wpuścić
zmarzniętych dziewczyn do domu podczas śnieżycy – burknęłam, wywołując tym
samym u chłopaka szeroki uśmiech. – Poza tym nie ufałam wam i wolałam zostawić
sobie asa w rękawie. Jak widać, miałam rację.
–
Myślisz, że ten cały chłopak…
–
Kiba – podsunęłam.
–
Kiba… Że jest w Izu?
–
Może – mruknęłam. Jeśli odnalazł Ino, na pewno właśnie tam ją zabrał.
–
Dałabyś radę się tam dostać?
–
Chyba tak – odpowiedziałam z wahaniem. Chciałam najpierw poznać jego plany,
zanim do czegokolwiek się zobowiążę.
–
Powinniśmy tam pójść – stwierdził. – Jaki jest Kiba?
–
Nie zauważyłeś tego? – prychnęłam. – Zrobi wszystko, żeby pomóc mi i Ino. Nie
odpuści, wierz mi. Nie masz pojęcia w jak wielkie gówno wdepnąłeś, biorąc nas
za zakładniczki, Tetsu.
–
Sasuke – poprawił mnie. Zmrużyłam gniewnie oczy.
–
Serio chcesz, żebym tak do ciebie mówiła? – prychnęłam poirytowana. – Nie wydaje
mi się, żebym mogła zauważyć w tobie kogoś innego.
–
Spróbuj – polecił z nieodgadnionym wzrokiem.
–
Sasuke – powiedziałam zdenerwowana. Chłopak uśmiechnął się tajemniczo. –
Sasuke… – powtórzyłam nieco łagodniej. Powoli zaczynało mi się to podobać, ale
nigdy w życiu się przed nim nie przyznam.
–
Czy twoim zdaniem Kiba zachował się dziwnie, strzelając do nieuzbrojonego
człowieka?
Zawahałam
się. Zapragnęłam go bronić i mieć jako wsparcie. Szukałam w głowie
usprawiedliwień: musiał szaleć z niepokoju i był pewien, że Karin zrobiła mi i
Ino krzywdę, dlatego strzelił. Chciałam w to wierzyć, ale niepokojące myśli nie
pozwalały mi na przyjęcie tego ze spokojem. Byłam wstrząśnięta tym, że zabił
bezbronną dziewczynę ot tak.
–
Nie, to wcale nie jest dziwne – powiedziałam, siląc się na pewny ton głosu. –
Kiba nie jest głupi i wiedział, że Karin kłamie, że mnie i Ino grozi
niebezpieczeństwo. Przecież ona nie była niewiniątkiem. Ile razy mierzyła do
nas z pistoletu? Postrzeliła policjanta i spójrz tylko, co zrobiła z moją
twarzą – dodałam, palcem wskazując na lewy, siny policzek. Sasuke skrzywił się
nieco.
–
No dobra, ale nie zmienia to faktu, że dość łatwo wpadł w złość – przyznał
chłopak.
–
Wcale nie! On tylko… Ma bardzo silne poczucie sprawiedliwości.
–
Które przejawia się strzelaniem do bezbronnego człowieka?
–
Przyganiał kocioł garnkowi. Karin też zabiła tego kolesia, ze skrzyni.
–
Skąd ta pewność? – Sasuke uniósł do góry brew i – cholera no! – przyciągnął
mnie tym samym do siebie jak magnez. Oczarowana jego urodą, nie umiałam mu
odpowiedzieć na pytanie. – Nieważne. Musimy pomyśleć, co dalej.
Rozluźniłam
się nieco i dopiero wtedy odczułam, jak mocno spięłam wszystkie mięśnie ciała.
–
Mamy ze sobą trzy manierki wody i dwa batoniki. Nie sądzę, żeby wystarczyło nam
to do Izu, więc będziemy musieli zapolować – powiedział, grzebiąc w plecaku.
–
Karin mówiła, że były cztery manierki, tak mi się przynajmniej wydawało.
–
Zostawiłem jedną Ino. – Sasuke położył palec na ustach. – Tylko nie mów nic
Karin, niech to będzie nasza tajemnica.
Patrzyłam
na niego otępiała. Jego makabryczne poczucie humoru wcale mnie nie
rozśmieszyło, ale mimo wszystko odczułam ulgę, że Ino miała przynajmniej coś do
picia. Nie spodziewałam się, że Sasuke wykaże się takim dobrym sercem. Jego
gest wzruszył mnie na tyle, że zapragnęłam się do niego przytulić. Jak wtedy,
gdy próbowałam uciec.
–
Naprawdę to zrobiłeś? – wydusiłam z siebie.
–
Zostawiłem jej manierkę wody i dwa batoniki. To powinno wystarczyć, żeby
przeczekać śnieżycę. Za niedługo powinna minąć i Ino będzie mogła ruszyć w
kierunku samochodu, albo znajdzie ją Kiba. Wiem, że się o nią martwisz, ale z
dwojga złego lepiej, że została w bezpiecznym domku, niż gdyby miała się
włóczyć tutaj z nami, narażona na śmierć z głodu lub z zimna – dodał. – Zresztą…
Twoje kłamstwo o tym, że Ino ma cukrzycę, najprawdopodobniej uratowało jej
życie. Powinienem powiedzieć ci to już wcześniej, ale naprawdę zaimponowałaś mi
swoją odwagą i pomysłowością. Tyle tylko, że wtedy byłem… Ciut sfrustrowany. –
Sasuke zabawnie zmrużył oczy i posłał mi uśmiech. – W każdym razie – powinnaś
być z siebie dumna.
Niemal
w ogóle nie usłyszałam jego pochwał. Byłam za bardzo skupiona na tym, co
powiedział na początku.
–
Naprawdę to dla niej zrobiłeś? – upewniłam się po raz kolejny.
–
Zdziwiona, że wcale nie jestem taki zły?
Do
tej pory, to była najmilsza rzecz, jaka mnie spotkała. Nie przypuszczałam, że
Sasuke może być na tyle domyślny oraz dobry, żeby pomóc Ino. A jednak –
zagwarantował jej wodę i coś do jedzenia, co mogło pomóc jej przetrwać
śnieżycę. Być może moja przyjaciółka tym samym zorientuje się, że Tetsu,
którego poznała, nie zamierza zrobić mi krzywdy i przestanie się martwić?
Taaak,
jasne. Znając Ino, odchodziła od zmysłów.
–
Dziękuję – wyszeptałam wzruszona. – Naprawdę dziękuję.
Sasuke
zareagował na moje słowa skinieniem głowy. Zdawało mi się, że się zmieszał,
dlatego szybko zmieniłam temat.
–
Myślisz, że moje buty już wyschły? Muszę siku. – W gruncie rzeczy chciałam
jeszcze raz zerknąć na mapę Kiby, skoro niebawem mieliśmy wyruszać w drogę.
Choć nie powiem, rzeczywiście musiałam się załatwić.
Sasuke
sprawdził je i mi podał. Ruszyłam powoli, nie oddalając się szczególnie od
naszego tymczasowego obozowiska. Gdy byłam dostatecznie daleko, wyjęłam mapę i
prędko ją przestudiowałam. Izu znajdowało się jakieś trzy kilometry od naszego
miejsca pobytu, natomiast tuż obok, bo jakieś trzysta metrów, Kiba zaznaczył
zieloną kropką chatkę traperską i napisał obok: „Dobre schronienie przed
wiatrem”. Szkoda, że nie mogłam zerknąć na mapę zanim rozpętała się śnieżyca.
Na mapie były zaznaczone jeszcze dwie takie zielone kropki. Jedna z nich
znajdowała się przy domku, w którym spotkałam Karin i Sasuke, natomiast
pozostała również musiała oznaczać schronienie, bo Kiba napisał przy niej
„Wybite okna”. Z tego, co udało mi się odczytać, znajdowała się w połowie
naszej wędrówki do Izu, więc mogliśmy tam po drodze odpocząć.
Nim
jednak wróciłam do Sasuke, postanowiłam sprawdzić chatkę traperską, skoro byłam
już blisko niej. Mogłam tam znaleźć jakieś przydatne rzeczy, które pomogłyby
nam rozpalić ognisko, czy coś w tym stylu. Spoglądając prawie cały czas na
mapę, kluczyłam między drzewami, aż w końcu do moich oczu dotarł niewielki
domek. Zmrużyłam powieki i podeszłam do tego miejsca bliżej. Stała przede mną
rozpadająca się, stara, drewniana chatka. Szyby w oknach były powybijane, a
drzwi do niej były tak wąskie i małe, że musiałabym się skulić, by wejść do
środka. Jednak ten maleńki otwór miał swoje zastosowanie – chronił przed
niedźwiedziami, które mogłyby zrobić obozowiczom niezapowiedzianą wizytę.
Podeszłam
bliżej i zauważyłam na drzewie kawałek żółtej taśmy policyjnej. Przyprawiło
mnie to o dreszcze, dlatego stanęłam w miejscu i rozejrzałam się wokół. Nie
chcąc mieć jednak z tym miejscem nic wspólnego, powoli zaczęłam się cofać,
czując paraliżujący niemal strach. Cały czas wpatrywałam się w chatkę, z
obawy, że jak tylko się odwrócę, coś z niej wyskoczy i mnie zaatakuje.
I
wtedy doznałam olśnienia.
Kojarzyłam
ten domek z wiadomości. Kilka miesięcy temu w jego wnętrzu znaleziono zwłoki
mężczyzny, zamieszkującego te okolice – Deidary Douhito.
Z
tego co pamiętam, Deidara miał zostać zabity przez własnego chłopaka, Sasoriego
Akasunę, który później zniknął bez śladu. Policja do tej pory go nie odnalazła.
O jego zniknięciu było głośno we wszystkich wiadomościach. Doskonale pamiętam,
jakie dreszcze przechodziły mnie po plecach, gdy słyszałam ich historię. Nie
mogłam uwierzyć w to, że ktoś najpierw zabił swojego faceta, a potem tak po
prostu uciekł. I co gorsza – stanowił zagrożenie dla innych ludzi.
Nagle
drzwi chatki zaskrzypiały przeciągle i ze środka wyszło jakieś zwierzę. Leniwie
się przeciągnęło, pokazując mi dosadnie, że ma mnie gdzieś, oraz ostrzegając
wielkimi pazurami, że nie powinnam się zbliżać. I nie zamierzałam. Zrobiłam
krok w tył, śnieg zachrzęścił nieprzyjemnie, a futrzak przeniósł na mnie swoje
czarne oczy i patrzył tak przez chwilę. Choć nie był to niedźwiedź, a
wielkością przewyższał średniej wielkości psa, przyprawił mnie o dreszcze
strachu.
Gdy
wykonałam kolejny krok, z jego gardła zaczęły dobiegać chrapliwe dźwięki.
Zwierzę zawarczało groźnie, ukazując rząd swoich żółtych zębów. Słyszałam różne
historie o rosomakach i doskonale wiedziałam, że powinnam przed nim spieprzać.
Niewiele
myśląc, rzuciłam się do ucieczki, nawołując przy tym Sasuke. Słyszałam, że
zwierzę biegnie za mną, zajadle warcząc, dlatego starałam się zdusić w sobie
ból nóg, które nie zdążyły jeszcze w pełni wypocząć, i biec przed siebie
najszybciej, jak tylko mogłam. Próbowałam się obejrzeć za siebie, ale w panice
potknęłam się i zaryłam twarzą prosto w śnieg. Podniosłam się pośpiesznie,
dostrzegając kątem oka porozrzucane wokół kości i aż mną wstrząsnęło. Nie
miałam jednak czasu, żeby się nad tym zastanawiać.
–
Sasuke! – wydarłam się, mknąc przed siebie. Rosomak cały czas za mną pędził,
nie dając mi nawet chwili wytchnienia. Byłam przerażona i zdesperowana. W
dodatku powoli zaczynałam tracić orientację; nie miałam pojęcia, gdzie
znajdowało się nasze obozowisko. Gałęzie uderzały mnie w twarz i raniły ręce,
ale ignorowałam piekący ból i prosiłam Sasuke o pomoc.
Nagle
poczułam mocne szarpnięcie. Zaczęłam kopać, wierzgać i piszczeć wniebogłosy,
byleby tylko chłopak zdążył przybiec mi na ratunek, ale nie poczułam bólu. W
zamian dostałam oplatające mnie ramiona i świszczący oddech obok ucha.
–
Spokojnie, wariatko – zaśmiał się Sasuke, trzymając mnie kurczowo. – Nic ci nie
będzie, już w porządku.
Na
dźwięk jego głosu przerażenie natychmiastowo minęło. Oparłam się o jego klatkę
piersiową i dopiero wtedy chłopak mnie puścił. Natychmiastowo odwróciłam się
przodem do niego i wtuliłam w to muskularne ciało, dające tyle ciepła. Ten gest
był instynktowny. Potrzebowałam przytulenia, nawet, jeśli miał mi dać je
Sasuke.
Chłopak
zesztywniał, nie wiedząc, co zrobić. Dopiero po chwili, słysząc mój szloch,
niepewnie mnie do siebie przytulił i pogładził po plecach. Przylgnęłam do niego
jeszcze bardziej, pragnąc zostać w jego ramionach już na zawsze.
–
Ciii, nic ci nie będzie. Powiedz mi, co się stało? Usłyszałem wrzask i
myślałem, że to niedźwiedź…
–
To rosomak – mruknęłam w jego ramię. – Ale gonił mnie i…
–
Najwyraźniej go spłoszyłem – stwierdził. – Masz, napij się wody.
Niechętnie
odsunęłam się od Sasuke i wzięłam małą buteleczkę do rąk. Byłam na tyle
roztrzęsiona, że nie przeszkadzał mi gorzki smak napoju i chłód, jaki
towarzyszył spływaniu cieczy po gardle, tym bardziej, że już po chwili uderzył
we mnie gorąc.
–
Był w starej chacie traperskiej – wyjaśniłam, gdyż chłopak cały czas przyglądał
mi się badawczo. – Wydaje mi się, że to ta sama, w której odkryto zwłoki tego
chłopaka, o którym nie tak dawno mówili w telewizji.
–
Jakiego chłopaka? – Sasuke położył mi dłonie na ramionach i przyglądał się
jeszcze bardziej natarczywie, niż uprzednio.
–
Deidary Douhito. Tego, co zabił go Sasori Akasuna, a później zniknął bez śladu.
Chłopak
skinął głową i się wyprostował. Gdy zabrał ręce, ogarnął mnie dziwny chłód.
–
Już sobie przypominam – powiedział obojętnie. – Chodź, musisz się ogrzać.
Wpełzliśmy
do naszej nory i natychmiastowo naciągnęłam na siebie koc. Sasuke polecił mi
zostać tutaj i się zagrzać, sam zaś poszedł upolować coś do jedzenia. Czekałam
niecierpliwie, aż wreszcie się pojawi, w głowie układając najczarniejsze
scenariusze. Niemal westchnęłam z ulgą, gdy wrócił, z trzema królikami w ręce.
Szybko obdarł je za skóry i upiekł nad ogniem. Nie był to może zbyt przyjemny
widok, ale skręcało mnie w żołądku z głodu, dlatego szybko zjadłam całkiem
smaczne mięso i z uczuciem sytości podziękowałam mu za obiad.
–
Gdzie nauczyłeś się polować? – spytałam, wygodnie usadawiając się w naszym
prowizorycznym łóżku. Sasuke położył się obok i popatrzył w księżyc,
prześwitujący między konarami drzewa.
–
Byłem na kilku obozach przetrwania – odparł. – Jak byłem młodszy, moi rodzice
cholernie mnie rozpieszczali. Jeszcze do niedawna nie szło ze mną wytrzymać i z
pewnością nie pokonałbym takiej trasy. Ale to się zmieniło, gdy dostrzegłem, że
nie umiem zrobić nic samodzielnie. Pojechałem na jeden obóz, gdzie po prostu
zostawiono nas w lesie na pastwę losu i tak nauczyłem się kilku sztuczek. A ty?
Czemu chodzisz po górach? – Sasuke odwrócił głowę w moim kierunku tak
gwałtownie, że aż zakręciło mi się w mojej. Patrzyłam na jego przystojną twarz,
porośniętą lekkim zarostem, brudną i zmęczoną, i nie mogłam wyjść z podziwu.
Był niesamowicie przystojny, cholera. Ile jeszcze razy przemknie mi to przez
głowę?
–
Kiba to mój dobry przyjaciel. Znamy się od dziecka – wyznałam. – Jeszcze zanim
zaczął spotykać się z Ino, setki razy wyjeżdżaliśmy z moimi lub jego rodzicami
w góry i pokonywaliśmy coraz to trudniejsze szlaki. Niestety wszystko się
skończyło, gdy… – umilkłam i zerknęłam z ociąganiem na Sasuke. Słuchał mnie
zainteresowany i najwidoczniej moja zawahanie zaciekawiło go jeszcze bardziej,
gdyż uniósł do góry brwi, ale wolałam ominąć ten temat i nie zdradzać mu zbyt
wiele. Tak na wszelki wypadek. – Z początku nienawidziłam gór, ale szybko je
pokochałam i chciałam zarazić miłością do nich Ino – zmieniłam temat. – Ale po
tym wszystkim, chyba już nigdy mnie nie posłucha. – Zachichotałam, wywołując
tym samym kpiący uśmiech na twarzy Sasuke. Podał mi jeszcze raz butelkę, w
której jak się okazało był bimber. Upiłam dużego łyka, rozkoszując się ciepłem,
jaki dawał.
Sasuke,
przejmując ode mnie butelkę, musnął moje palce swoimi. Popatrzyłam na niego
rozpalona, ale jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Przyglądał mi się z
powagą i zaciskał mocno usta, które tak bardzo pragnęłam teraz pocałować.
Cholera, jeśli syndrom sztokholmski naprawdę istniał, to ja właśnie miałam
pierwsze jego objawy.
–
Gdy dotrzemy do Izu, Kiba z pewnością będzie chciał przekazać mnie policji. Co
prawda to był pomysł Karin, żeby cię uprowadzić, ale ja się na to zgodziłem –
powiedział nagle.
Poczuwszy
dziwny ból w okolicy serca i przestraszona, że Sasuke się jednak rozmyśli i nie
zaprowadzi mnie do przyjaciela, natychmiastowo zareagowałam:
–
Możemy powiedzieć Kibie, że otumaniłeś Karin i pomogłeś mi uciec – podsunęłam.
–
Twoja historia nie będzie się zgadzać z wersją Ino.
–
To powiemy, że zrobiłeś to później, że z początku bałeś się jej sprzeciwić bo
miała broń, ale potem stanąłeś w mojej obronie i…
– To
nie zmienia faktu, że cię uprowadziłem – przerwał mi. Umilkłam. Strach obleciał
mnie na nowo.
–
Porozmawiam z nim – rzuciłam nieśmiało.– Na pewno mnie wysłucha.
–
Nie wygląda na takiego, który lubi kogokolwiek słuchać – prychnął. – A już na
pewno nie obchodziło go, co do powiedzenia miała Karin.
Zaklęłam
w myślach, bo ta rozmowa przestała być pod moją kontrolą. Musiałam go jakoś
przekonać, że Kiba nie zrobi mu krzywdy, że wszystko się jakoś ułoży, ale w
gruncie rzeczy chyba sama do końca w to nie wierzyłam. Widziałam, do czego był
zdolny mój przyjaciel i nie zdziwiłabym się, gdyby i Sasuke władował kulkę w
łeb. Zresztą moim obowiązkiem będzie opowiedzenie policji, co się stało, bo typ
pokroju Sasuke zasługiwał na więzienie, ale… Nie chciałam go wkopywać.
–
Zresztą i tak o wszystkim będziesz musiała powiedzieć policji – powiedział,
jakby odczytał moje myśli. – Wszystko wyjdzie na jaw.
–
Nie powiem im o tobie – zapewniłam od razu. Naprawdę bałam się, że zrezygnuje z
pomagania mi.
–
Prędzej czy później będziesz musiała. Zasypią cię serią pytań i chcąc nie
chcąc, wyznasz im prawdę. Zostałaś w to wszystko wciągnięta przez przypadek i
nie masz żadnych powodów, żeby mnie chronić.
–
To nieprawda. Błagam, Sasuke, jeśli obiecasz mi pomóc, nie pisnę nawet słówka!
– zawołałam z rozpaczą.
Chłopak,
podobnie jak ja wcześniej, gwałtownie podniósł się do siadu i zmierzył mnie
srogim spojrzeniem. Pod jego wpływem cała struchlałam i zapragnęłam zapaść się
pod ziemię.
–
Znowu zakładasz, że pomagam ci, bo chcę coś w zamian – warknął. – A tak nie
jest. Zrozum to wreszcie.
– A
co innego mam zakładać? – spytałam, czując się na siłach do kłótni. – Co w
ogóle Karin miała ci do zaoferowania, że się z nią spiknąłeś, co?
–
Jesteś czasem strasznie irytująca – skomentował i pokręcił głową. Te słowa były
dla mnie jak policzek i nie zamierzałam tego tolerować. Fuknęłam coś pod nosem
i już chciałam wyjść z obozowiska, kiedy Sasuke złapał mnie za nadgarstek i
przyciągnął tak, że wylądowałam między jego nogami, opleciona silnymi
ramionami.
–
Puszczaj – warknęłam i zaczęłam się szamotać.
–
Wysłuchaj mnie, wariatko.
–
Przestań tak do mnie mówić! – charknęłam.
–
Więc przestań zachowywać się jak dziecko, dobrze?
Posłusznie
zamarłam, czekając, co Sasuke ma mi do powiedzenia. Nie rozumiałam tylko,
dlaczego cały czas trzymał mnie w swoich ramionach.
–
Przyjechałem tutaj kogoś odnaleźć i miałem nadzieję, że Karin mi w tym pomoże.
Złożyłem pewną obietnicę…
–
Kogo chcesz odnaleźć? – spytałam od razu. Sasuke wstrzymał oddech i zdrętwiał.
Nie chciał mi tego powiedzieć, byłam o tym święcie przekonana. Ale chyba nie
widział innego wyjścia.
–
Mojego brata – odparł po dłuższym czasie. Czekałam, aż sam zacznie kontynuować.
– Zaginął jakiś czas temu. Obiecałem mamie, że odnajdę go za wszelką cenę.
Zacząłem węszyć i natrafiłem na trop Karin. – Sasuke umilkł, a ja zaczynałam
czuć się coraz bardziej nieswojo w jego ramionach. – Ostatni raz widziano go,
jak wychodził z jakiegoś pubu właśnie z nią. Miałem nadzieję, że jak się z nią
zaprzyjaźnię, wszystko mi wyśpiewa… Właśnie dlatego nie chciałem was wpuścić do
tego domku. Może i było to egoistyczne, ale nie chciałem, żebyście mi
przeszkodziły... A teraz moja jedyna poszlaka nie żyje.
Te
słowa złamały mi serce. Odwróciłam się przodem do Sasuke i odruchowo mocno w
niego wtuliłam. Chłopak najwyraźniej również potrzebował wsparcia, bo
przyciągnął mnie do siebie bez zastanawiania się. Nagle poczułam ogromną chęć
skosztowania jego szyi, znajdującej się tak blisko mojego nosa, i niepewnie
złożyłam na niej delikatny pocałunek. To podziałało na nas jak zapalnik. Sasuke
w błyskawicznym tempie pociągnął mnie w górę i położył na karimacie, sam zaś
nade mną zawisł. Chwilę wpatrywał się we mnie swoimi ciemnymi, wygłodniałymi
oczami. Lustrował całą moją twarz, a ja nie pozostawałam mu dłużna. Gdy
odgarnął z mojego czoła włosy, zadrżałam z podniecenia. Oddychałam szybko,
podobnie jak on. Spragniona bliskości jego ciała, pocałunków, dotyku. Jeszcze
przed chwilą nie byłam pewna, czy wyjdę cało ze spotkania z rosomakiem, dlatego
desperacko pragnęłam poczuć, że żyję. A Sasuke był jedyną osobą, która mogła mi
to zapewnić.
Niepewnie
objęłam chłopaka za szyję i przesunęłam rękę na jego kark, wtapiając ją w ciemne,
gęste włosy chłopaka. Przyciągnęłam do siebie jego głowę tak, że już prawie
stykaliśmy się ustami. Czułam na wargach jego oddech, jak jego klatka piersiowa
unosi się i opada. Sama ledwo oddychałam z podniecenia.
–
Sakura – wychrypiał przepełnionym pożądaniem głosem.
–
Ciii, nic nie mów – wyszeptałam, choć chyba było to bardziej do mnie samej.
Rozmowa sprawiłaby, że zaczęłabym się wycofywać, a nie chciałam tego. Pragnęłam
go, i choć było to cholernie niestosowne, to nie mogłam tego powstrzymać.
Sasuke
musnął moje usta delikatnie, jakby z obawą, że mu ucieknę. Ten jeden gest
rozbudził wszystkie moje zmysły. Gorąc buchnął we mnie ze zdwojoną siłą, o
wiele lepiej ogrzewając mnie, niż palące się nieopodal ognisko. Przyciągnęłam
go do siebie mocniej, pogłębiając pocałunek. Objęłam łapczywie jego plecy, a
Sasuke wcisnął kolano między moje nogi, zmniejszając tym samym odległość między
naszymi ciałami. Drżałam pod wpływem jego dotyku, pocałunków, z którymi zszedł
na nieosłoniętą szyję, pod wpływem jego oddechu i ciepła, którym mnie obdarzał.
Zachłannie oddawałam mu pieszczoty, pragnąc więcej i więcej. Podnieśliśmy się
do siadu i niemal zdarliśmy z siebie kurtki, które tylko nam przeszkadzały.
Sasuke powalił mnie swoim ciężarem, tym przyjemnym ciężarem, tymi wspaniałymi
mięśniami, malującymi się pod opuszkami moich palców. Chłopak nie pozostawał mi
dłużny: gładził ręką moją szyję, powoli zjechał nią wzdłuż mostka na brzuch i
dalej w kierunku ud. Złapał moją nogę pod kolanem i ją zgiął, by jeszcze
mocniej do mnie przywrzeć. Jęknęłam prosto w jego rozpalone usta, oślepiona
pożądaniem, spragniona miłości.
Czułam,
jak niewidzialne drzwi w moim sercu powoli wpuszczają go do środka i pozwalają
mi się w nim zakochać. Tej nocy zaznałam prawdziwego szczęścia.
Obudziły
mnie promienie słońca i lekkie pomrukiwanie Sasuke. Popatrzyłam na niego z
błogim uśmiechem. Leżałam wtulona w jego muskularne ciało. Chłopak obejmował
mnie w talii, przez co wszystkie wspomnienia minionej nocy napływały do mnie ze
zdwojonym tempem. Zrobiłam się nagle sztywna, ogarnęło mnie tak wielkie
przerażenie, że przestałam oddychać.
Co
ja, u licha, zrobiłam?
Całowałam
się z Sasuke. Namiętnie obściskiwałam się z Sasuke. Z facetem, który
przetrzymuje mnie jako zakładniczkę. A to, że jest przystojny i opiekuńczy, nie
miało żadnego znaczenia. Nie mogło mieć.
Jaka
ja byłam głupia! Jak mogłam pozwolić mu na coś takiego? Dlaczego nie
zastopowałam go, gdy zaczął mnie całować? Tak cudownie, tak zmysłowo…
Nie! Sakura,
wyrzuć to z głowy!
Podniosłam
się do siadu i przesunęłam w jak najdalszy kąt obozowiska. Próbowałam wmówić
sobie, że to przez alkohol, że Sasuke mnie upił, ale to nie była prawda. Sama
tego chciałam i na to pozwoliłam. Wina leżała po obu stronach.
Mimo
wszystko musiałam się jakoś wytłumaczyć.
Pomasowałam
skronie, czując w nich pulsujący ból, po czym rzuciłam spojrzenie ku Sasuke.
Leżał z ręką pod głową, a termiczna, opięta odzież podkreślała jego muskularne
ramiona. W dodatku uśmiechał się zaciekawiony moją reakcją.
–
Co do wczorajszej nocy – zaczęłam, zakładając but na nogę. Udając, że jestem
całkowicie skupiona na sznurowaniu butów, unikałam wzroku Sasuke. – To co
zrobiliśmy było głupie. Bez wątpienia. Popełniliśmy błąd. Musiałam za dużo
wypić i straciłam kontrolę. Żałuję, że nie da się tego cofnąć.
Sasuke
tego nie skomentował. Zerknęłam na niego kątem oka – jego twarz stężała.
–
Byłam praktycznie półprzytomna, kiedy… zrobiliśmy to, co zrobiliśmy. Prawie nie
pamiętam, do czego między nami doszło.
Gdyby
to tylko była prawda! A jak na złość, pamiętałam wszystko tak dokładnie, jak
nigdy.
–
Nie chciałam tego – powiedziałam, sznurując drugiego buta. – Normalnie się tak
nie zachowuję.
Gdy
Sasuke dalej nie odpowiadał, zerknęłam na niego jeszcze raz. Przyglądał mi się
badawczo, pełen rezerwy. Nie umiałam go w tym momencie rozgryźć. Przez chwilę
pomyślałam nawet, że podzielał moje zdanie.
Sasuke
usiadł i leniwie się przeciągnął. Następnie ukląkł, zapiął dżinsy i posłał mi
chytre spojrzenie, od którego zrobiło mi się gorąco.
–
Jak długo zajęło ci przygotowanie tej przemowy?
–
To nie była przemowa – fuknęłam. – Do niczego się nie przygotowywałam.
–
To wyjaśnia, dlaczego to, co powiedziałaś, jest do bani – odparł sucho.
–
Słucham?
–
Wcale nie byłaś pijana, Sakura. Dobra, może lekko wstawiona, ale nie zapominaj,
że pół butelki wypiłem ja. Postaram się zapomnieć o twoich insynuacjach, że
wykorzystałem cię po pijaku. Ale jeśli tak całujesz pijana, to już nie mogę się
doczekać, by przekonać się, jak to robisz, gdy jesteś zupełnie trzeźwa.
Wpatrywałam
się w niego z szeroko otwartymi oczami, nie wiedząc, jak zareagować. Czy on się
ze mną drażni? W takiej chwili?
–
Kiedy ostatni raz ktoś cię pocałował? – ciągnął dalej bez skrępowania. – I nie
mam tu na myśli niezobowiązującego, grzecznościowego całusa.
–
Jak nasz pocałunek zeszłej nocy? – Udało mi się chociaż na chwilę wyrwać z
odrętwienia, żeby odgryźć się Sasuke.
–
Tak o tym myślisz? – Chłopak uniósł brew. – Ciekawe więc dlaczego, gdy
zasnęłaś, powtarzałaś z jękiem moje imię.
–
Wcale nie!
–
Gdybym tylko miał kamerę… Kiedy po raz ostatni ktoś naprawdę cię pocałował? –
powtórzył pytanie.
–
Na serio sądzisz, że ci powiem?
–
Zastanawia mnie po prostu, kto nauczył się poczucia wstydu i skrępowania w
intymnych sytuacjach. Ten ktoś wziął od ciebie to, czego chciał, ale nigdy nie
było go w pobliżu, kiedy chciałaś coś w zamian, tak? Czego ty chcesz, Sakura? –
spytał mnie wprost. – Naprawdę zamierzasz udawać, że zeszłej nocy nic się nie
wydarzyło?
Nie
odezwałam się nawet słowem, więc Sasuke westchnął i ubrał buty. Jego słowa
raniły, bo choć starałam się wszystko przed nim ukrywać, właśnie obnażył moje
sekrety. Fakt faktem – mój ostatni związek był jedną wielką katastrofą i
zdążyłam już znienawidzić faceta, który traktował mnie przedmiotowo… A on,
cholera, musiał to odkryć.
–
Pójdę zastawić kilka pułapek i przy odrobinie szczęścia, przyniosę nam
śniadanie. Powinienem wrócić za kilka godzin.
– A
co z rosomakiem?
–
Dorzuciłem właśnie dwa duże kawałki do ognia. Nie odważy się go przekroczyć.
– A
co… z tobą? – spytałam, siląc się na obojętny ton głosu. Sasuke uśmiechnął się
arogancko.
–
Martwisz się o mnie?
Nie
miałam pomysłu na żadną złośliwą ripostę, więc pokazałam mu język.
Sasuke
z uśmiechem pokręcił głową.
–
Znowu gimnastykujesz swój język? Myślałem, że masz dość po zeszłej nocy –
powiedział sarkastycznie. Czułam, że policzki mnie palą ze wstydu.
–
Niech cię piekło pochłonie! – syknęłam.
–
Wybacz, kochanie, ale już w nim jesteśmy.
Nie
odezwawszy się więcej słowem, Sasuke wyszedł z naszej kryjówki i zniknął w
lesie.
Siedziałam
tak dłuższą chwilę, zastanawiając się, co powinnam teraz zrobić. Nie byłam
pewna, jak się zachowywać w jego obecności, ale nie chciałam w tym momencie
zaprzątać sobie tym głowy. Pragnęłam odpoczynku, a nie kolejnych stresów.
Zdecydowałam
się zrobić porządek w naszych rzeczach. Wysypałam wszystko z mojego plecaka i
powoli zaczęłam przeglądać jego zawartość. Nie było to może zbyt absorbujące
zajęcie, ale lepsze niż nic, zwłaszcza, że minuty dłużyły się niemiłosiernie, a
Sasuke z polowania raczej szybko nie wróci.
Westchnęłam
dokładnie w tym samym momencie, w którym usłyszałam wystrzał z pistoletu.
Zdrętwiałam, nasłuchując. Drugi. Trzeci.
–
Nie – jęknęłam, wysuwając się z kryjówki. W biegu porwałam kurtkę i narzuciłam
ją na ramiona. Pod powiekami czułam wzbierające łzy. Serce dudniło mi w klatce
piersiowej mocniej, niż kiedykolwiek dotąd. Czułam tak paniczny strach, że
ledwo utrzymywałam się na nogach. – Sasuke! – krzyknęłam i zgięłam się w pół,
jakby miało to dalej ponieść mój głos. – Sasuke!
Biegłam
co tchu, nie mając zielonego pojęcia, gdzie chłopak mógł się aktualnie
znajdować. Ze świadomością, że sprowadzam na siebie niebezpieczeństwo leśnych
zwierząt, krzyczałam jego imię raz za razem, rozpaczliwie go szukając. Bałam
się, że go stracę, że leży już martwy w śniegu, że dorwał go…
–
Kiba! – wykrzyknęłam zdumiona i podbiegłam, by następnie rzucić mu się w
ramiona. – Kiba, jesteś tutaj!
Chłopak
przygarnął mnie mocno do siebie i chwilę trzymał w uścisku. Dyszał głośno,
jakby właśnie pokonał jakiś morderczy bieg. Moje serce urosło z radości do tak
wielkich rozmiarów, że odnosiłam wrażenie, jakby zaraz miało rozsadzić mi
klatkę piersiową. Trwałam w jego ramionach roztrzęsiona i szczęśliwa, nie mogąc
uwierzyć, że mój koszmar się wreszcie skończy.
–
Nic ci nie jest? – spytał od razu i zlustrował mnie wzrokiem z góry na dół.
Stanęłam jak wryta, dostrzegając w jego ręce pistolet. To on strzelał. –
Nie masz pojęcia, jak się martwiłem…
–
Znalazłeś Ino? – spytałam od razu.
–
Tak. Nic jej nie jest. Zawiozłem ją do domku w Izu. Chodź, też powinnaś tam
być.
Chłopak
złapał mnie za rękę i pociągnął w sobie znanym kierunku, ale ja stałam w
miejscu i rozglądałam się za Sasuke.
–
Do kogo strzelałeś? – spytałam przerażona. Kiba obrzucił mnie pogardliwym
spojrzeniem, czego nigdy nie robił, po czym odpowiedział:
–
Do twojego porywacza.
–
Trafiłeś go? – Przerażenie dopadło moje gardło, bo ledwo wypowiedziałam te
słowa.
–
Nie. Zdążył nawiać – westchnął. – Ale przy mnie jesteś już bezpieczna,
rozumiesz? Nic ci nie grozi, Sakura. Obiecuję, że ten człowiek nie zrobi ci
krzywdy.
Skinęłam
potulnie głową. Myśl, że Sasuke żyje, napawała mnie optymizmem. Wprawdzie nie
wiedziałam, gdzie jest i czy jeszcze kiedykolwiek go zobaczę, co rozdzierało
moje serce na wskroś, ale żył i to było najważniejsze.
Powłóczyłam
nogami za Kibą, który zdążył schować pistolet za pasek od spodni. Zapadło
między nami nieprzyjemne milczenie. Dawało mi to niepotrzebną okazję do
rozmyślania, co z Sasuke. Bałam się, że być może chłopak mimo wszystko go
trafił, albo nawet zabił, ale się nie przyznał, bo nigdzie nie widziałam
czarnej czupryny. Zaczynałam panikować i nerwowo rozglądać się wokół, co
Inuzuka natychmiastowo dostrzegł.
–
Sakura, spokojnie. – Chłopak zatrzymał się i gwałtownie odwrócił do mnie
przodem. – Mówiłem ci, że ze mną jesteś bezpieczna.
–
Tego nie byłbym taki pewien. – Głos Sasuke spłynął na mnie niczym grom z
jasnego nieba. Szybko zerknęłam w jego kierunku i zlustrowałam wzrokiem całą
sylwetkę. Stał wyprostowany, z dłońmi schowanymi do kieszeni kurtki i nic nie
wskazywało na to, że mógłby być ranny. Co za ulga!
–
Nie podchodź – warknął Kiba, z prędkością światła wyciągając pistolet.
Wymierzył nim w Sasuke, ale ten nawet nie drgnął. – Wiem, co jej zrobiłeś i nie
ujdzie ci to płazem, rozumiesz?!
Kruczowłosy
uśmiechnął się z kpiną i nonszalancko oparł ramieniem o drzewo. Wydawał się być
znudzony całym tym zamieszaniem, choć mnie serce podchodziło do gardła.
Wiedziałam, że Kiba był zdolny do wystrzału. Sasuke też to wiedział. Dlaczego
więc był taki spokojny?!
–
Porwałeś Ino i Sakurę, zmasakrowałeś jej twarz! – Kiba wskazał na mnie palcem.
Już miałam zaprzeczyć, ale Inuzuka znów się wydarł: – Lepiej poddaj się bez
walki, a nic ci się nie stanie!
–
Uspokój się – powiedział spokojnie Sasuke, tylko rozwścieczając tym mojego
przyjaciela. – Z tego co mi wiadomo, znajdujesz się w większych kłopotach ode
mnie.
Kiba
zmarszczył gniewnie czoło, niczego nie rozumiejąc. Podobnie jak ja.
–
Znasz taki termin, jak homofobia? – spytał Sasuke i czekał na reakcję. Inuzuka
minimalnie pobladł. Byłam jeszcze bardziej zdezorientowana, niż przed chwilą.
Nie miałam pojęcia, co się dzieje, ani dlaczego Sasuke przed nim nie ucieka.
Jedno było pewne: trzęsłam się ze strachu i niepewności.
– O
czym ty pieprzysz? – syknął Kiba. No właśnie? Też chciałabym wiedzieć!
–
Deidara Douhito, Sasori Akasuna i mój brat, Itachi Uchiha. Kojarzysz?
Mimowolnie
rozchyliłam usta, patrząc ze strachem to na jednego, to na drugiego. Od Sasuke
emanowała pewność siebie, natomiast Kiba zdawał się powoli panikować. Sapał
groźnie i ciężko oddychał. Nie panował nad swoim ciałem, nad emocjami, co
kompletnie mi się nie podobało. Co on miał do tych ludzi?
–
Te zielone kropki na mapie – rzucił jeszcze Sasuke – to miejsca ich pochówku,
tak?
–
Dałaś mu moją mapę?! – ryknął Kiba i złapał mnie za ramię. Zabolało, więc
pisnęłam cicho, przestraszona jego nagłą reakcją.
–
Puść ją. – Spokojny głos Sasuke koił moje nerwy. Błagałam w myślach, żeby mnie
nie zostawiał. Dlaczego ufałam bardziej jemu, niż przyjacielowi?!
–
Odpowiedz! – warknął Inuzuka.
–
Tak – jęknęłam, gdy ucisk na ramieniu się wzmocnił. – Kiba, to boli.
–
Powiedziałem, żebyś ją puścił.
–
Zamknij mordę! – Kiba gwałtownie odwrócił się w jego kierunku i na oślep
wystrzelił kilka kulek. Sasuke z głośnym sykiem padł w śnieg, a z mojego gardła
dobiegł paniczny krzyk rozpaczy.
–
Nie! – jęknęłam i odepchnęłam od siebie rękę przyjaciela. Czym prędzej
podbiegłam do Sasuke i padłam obok niego na kolana. Chłopak trzymał się za
ramię, w którym tkwiła kulka. Jego twarz była wykrzywiona w grymasie. Dyszał
ciężko i automatycznie mocno pobladł. Wyglądał upiornie, jakby od śmierci
dzielił go raptem krok. – Sasuke – wyjęczałam cicho, obejmując go za szyję.
–
Tetsu – zwrócił mi uwagę chłopak. Patrzyłam przez łzy, jak zaciska usta i łapie
mnie za ramię. Pomogłam mu usiąść, choć nie obyło się bez jego gardłowego
zduszenia bólu.
–
Gdzie jest ta mapa? – Kiba pojawił się obok niespodziewanie i nim zdążyłam
zareagować, przygwoździł Sasuke butem do podłoża, potęgując tylko jego
cierpienie. Cały czas mierzył do niego z pistoletu. – Gdzie ta mapa? – spytał
kolejny raz i odbezpieczył broń.
– Kiba
uspokój się – poprosiłam. – Tetsu nie zrobił mi krzywdy, chciał mi pomóc.
–
Pytam, do cholery, gdzie ta mapa?! – ryknął Inuzuka. Skuliłam się ze strachu i
czułam, jak po policzkach spływają mi łzy. Sasuke złapał mnie za rękę, chcąc
mnie pokrzepić, jednak niewiele to dało.
–
Ja jej nie mam – odparł buńczucznie Sasuke. – I nie licz na to, że ci powiem. –
O dziwo, na jego twarzy odmalował się spokój.
–
Czyżby? – prychnął Kiba. Poczułam jego rękę na ramieniu, a później odleciałam w
śnieg. Nim zdążyłam się podnieść, Inuzuka kopnął mnie w żebra i powalił, a
następnie kolanem przycisnął moje gardło. – A teraz?
Zawładnął
mną porażający strach. Nie potrafiłam zrozumieć, jak Kiba mógł robić mi coś
takiego. Gdzie się podział mój przyjaciel, do cholery?! Gdzie on jest?!
Chłopak
coraz mocniej naciskał kolanem na moją szyję. Powoli zaczynało brakować mi
powietrza. Uderzałam go w nogę, walcząc o życie. Słyszałam, jak Sasuke coś do
niego mówił, krzyczał, ale niczego nie potrafiłam zrozumieć. Dopiero, gdy
ciemność coraz bardziej mnie ogarniała, Kiba zniknął.
Leżałam
w śniegu i łapczywie wdychałam powietrze. Dusiłam się, choć mój oprawca już
zniknął. Nie rozumiałam niczego i płakałam z bezsilności i rozpaczy. Tak bardzo
chciałam, żeby to wszystko okazało się tylko snem, głupim koszmarem. Nie
chciałam wierzyć w to, co robił Kiba, a to było tak upierdliwie prawdziwe, że
bolało ze zdwojoną siłą.
–
Sakura…
Niepewnie
otworzyłam napuchnięte od łez oczy. Nade mną klęczał Sasuke. Grymas bólu spowił
mu twarz, ale w jego oczach widziałam czystą troskę. Bez słowa patrzyłam na
niego, sapiąc ciężko i głośno.
–
Musimy iść – powiedział i skrzywił się, gdy się nade mną mocniej pochylił. –
Chodź.
–
Nigdzie nie idę – wyjęczałam przerażona. Strach mnie paraliżował. – Gdzie…
Gdzie on jest…
–
Musimy uciekać, rozumiesz? Zaraz tu wróci, rusz się.
–
Daj mi spokój! – pisnęłam i odepchnęłam jego rękę. Przestałam nad sobą panować.
Przestałam panować nad swoim życiem. Nie poznawałam mojego przyjaciela,
zakochałam się w porywaczu i szczerze nienawidziłam tej sytuacji. Nie byłam już
w stanie racjonalnie myśleć. – Chcę do domu! Zostaw mnie w spokoju!
–
Cicho, wariatko, cicho. – Sasuke przycisnął mnie do siebie zdrową ręką i
delikatnie mną bujał, żebym się uspokoiła. – Wszystko ci zaraz wyjaśnię, ale
teraz musimy uciekać, jasne?
Popatrzyłam
na niego zapłakana i od razu mu zaufałam. Czarne oczy patrzyły na mnie z taką
intensywnością i czymś, co mogłabym nazwać nieśmiało miłością, że nie sposób
było się oprzeć. Skinęłam lekko głową, w momencie, w którym pogłaskał mnie po
policzku.
–
Będzie dobrze – zapewnił mnie i pochylił się, by pocałować mnie szybko w usta.
– Będzie dobrze. Chodź.
–
Dlaczego? – spytałam jeszcze. Rysy twarzy Sasuke stały się ostrzejsze, a w
oczach pojawiło się zdeterminowanie.
–
Zaufaj mi – poprosił. – Wiem, że po tym wszystkim będzie ci ciężko a Kiba to
twój przyjaciel, ale jeśli chcesz wyjść z tego cało, musisz mi zaufać.
–
Sasuke…
–
Myślisz, że skrzywdziłbym cię po tym, co między nami zaszło? – przerwał mi.
Patrzył na mnie z takim zacięciem, że nie mogłam mu nie wierzyć. To było
silniejsze ode mnie. – Mam pewne podejrzenia – powiedział, widząc, że nie
reaguję. Popatrzył gdzieś w las, marszcząc przy tym czoło. Był cały spięty i
bynajmniej nie z bólu. Denerwował się o wiele bardziej, niż ja. – Ale nie mogę
ci teraz o nich powiedzieć. Nie mamy czasu.
–
Ufam ci, Sasuke – powiedziałam cicho, jakbym sama w to do końca nie wierzyła.
Zapatrzyłam się w czarne tęczówki, w których pojawiła się iskra radości i
dziwnego… szaleństwa. Chciałam, by mnie pochłonęło. Być może wiele ryzykowałam,
ale to przy nim czułam się najbezpieczniej.
Podnieśliśmy
się z trudem i czym prędzej pobiegliśmy w las, z nadzieją, że zgubimy Kibę. Nie
miałam pojęcia, dlaczego Inuzuka nagle zniknął, ani – co gorsza – dokąd
poszedł, ale jedno było pewne: musiałam dostać się do Izu i uratować Ino. Jeśli
groziło jej niebezpieczeństwo, to była to głównie moja sprawka.
Po
raz kolejny przedzieraliśmy się przez zaspy, ale tym razem Sasuke narzucił o
wiele większe tempo. Mimo, że to on torował drogę, ledwo mogłam złapać oddech z
wycieńczenia. Wlokłam się za nim na wpół przytomna, marząc tylko o tym, żeby
wreszcie spotkać przyjaciółkę i sprawdzić, czy nic jej nie jest.
Kilkanaście
minut później, które dłużyły się jak godziny, chłopak wreszcie przystanął.
Rozejrzał się wokół jakby doskonale znał ten teren i głową wskazał właściwy
kierunek.
–
Zaraz umrę – wysapałam i oparłam dłonie na kolanach, żeby złapać oddech. – Nie
dam rady, Sasuke.
–
Innego wyjścia nie masz – zauważył. – Musimy iść.
–
Mówię poważnie. Wypluję sobie płuca, jak tak dalej będziesz pędził.
Chłopak
popatrzył na mnie krytycznym wzrokiem, jakby właśnie w tej chwili we mnie
zwątpił. W momencie, w którym potrzebowałam go najbardziej, byłam
zdezorientowana i wyniszczona psychicznie, zdana tylko i wyłącznie na niego. To
zabolało, ale nie dałam tego po sobie poznać. Powstrzymałam łzy i z trudem się
wyprostowałam.
–
Nie dotrzemy do Izu przed Kibą – zakomenderował. – On ma skuter i na pewno nas
wyprzedzi.
–
Tam jest Ino – zauważyłam z rozpaczą w głosie. Sasuke wlepił we mnie
nieodgadniony wzrok, przez co poczułam się odrobinę nieswojo. Mimo wszystko
wytrzymałam napięcie i patrzyłam, jak po jego twarzy przelatują kolejne emocje:
od niepokoju, przez złość aż do bezradności.
–
Musisz teraz myśleć o sobie, Sakura – powiedział w końcu, a ja wybuchłam
panicznym śmiechem. Sasuke najwyraźniej wiedział, jaka będzie moja reakcja, bo
zacisnął nieco usta i dalej na mnie patrzył w ten dziwny sposób.
– O
sobie? – prychnęłam. – O sobie?! Mam myśleć o sobie, podczas gdy mojej przyjaciółce
może grozić niebezpieczeństwo?! – krzyknęłam. – Co z ciebie za człowiek?!
–
Nie zaczynaj, Sakura – warknął gardłowo Sasuke.
–
Myślisz, że jesteś od niej ważniejszy? – syknęłam i w ostatniej chwili
powstrzymałam się od uderzenia go w klatkę piersiową. Przypomniałam sobie
jednak o ranie. – Że twoje życie jest więcej warte, od jej?! A jeśli Kiba zrobi
jej krzywdę?! – krzyknęłam i dopiero po chwili dotarła do mnie śmieszność tych
słów. Dlaczego Inuzuka miałby krzywdzić Ino? Skąd w ogóle podejrzenia, że on
jest złym człowiekiem? Czemu zaufałam Sasuke i uciekałam przed przyjacielem?
Bo
cię dusił, idiotko.
Kurwa
mać! A może chodziło o to, żeby uwolnić mnie z rąk Sasuke? Może Kiba miał plan,
jak mnie odbić, a ja to wszystko spieprzyłam? Powinnam z nim pójść i uciec od
mojego porywacza, a nie ślepo mu ufać. Kretynka.
Ale
to Kiba cię zostawił.
Musiał
mieć powód…
–
Widzę, o czym myślisz – odezwał się Sasuke. – Zaczynasz we mnie wątpić.
Patrzyłam
na niego z rezerwą, uznając, że to najlepszy sposób, by zmusić go do gadania.
Jeśli miałam z nim gdziekolwiek pójść, musiał mnie przekonać.
–
Chodź – warknął i złapał mnie za rękę. Rozejrzał się wokół, aż w końcu
poprowadził nas w stronę dużego drzewa z otworem w pniu. Mogliśmy się tam
chwilowo schronić, choć wcale nie miałam na to ochoty. Wolałam biec
przyjaciółce na pomoc, niż ukrywać się w jakiejś dziurze z Sasuke.
–
Możesz mi wreszcie wyjaśnić, o co tutaj chodzi? – warknęłam poirytowana. Sasuke
przez chwilę się wahał. – Mów żesz!
–
Mój brat… Itachi wyjechał tutaj bo rodzice nie mogli pogodzić się z tym, że
jest gejem – wyznał z trudem. Słuchałam go w skupieniu, próbując w żaden sposób
nie dawać mu do zrozumienia, że jego słowa mnie szokują, czy poruszają.
Musiałam przyjąć je w spokoju. – Chciał odpocząć i uznał, że przejście w
samotności łańcucha Amagi będzie na to najlepszym sposobem. Nim jednak to
zrobił, zadzwonił do mnie. Powiedział, że idzie na jakąś imprezę i chce
ostatecznie sprawdzić, czy kobiety rzeczywiście go nie pociągają.
– I
tam spotkał Karin?
Sasuke
skinął głową.
–
Prawdopodobnie. Ostatnio widziano go właśnie z nią. Tyle, że… Karin go nie
zabiła.
–
Skąd ta pewność? – prychnęłam, bo wiedziałam, do czego zmierza. Chciał oskarżyć
o to Kibę. – Mało razy nam groziła? Jeszcze ci nie pokazała, na co ją stać?
–
Gdy strzeliła do policjanta, spanikowała – odparł. – Bała się i długo nie mogła
dojść do siebie, mimo, że mężczyzna wyszedł z tego cało. Już wtedy zacząłem się
zastanawiać, czy Karin byłaby w stanie kogoś zabić, skoro po czymś takim
zachowywała się jak opętana. Później ogarnął ją jeszcze większy strach i
dlatego was porwała. To była reakcja łańcuchowa. Robiła wszystko, żeby się
ochronić i straciła nad tym kontrolę. Ale jestem pewien, że nigdy nikogo nie
zabiła.
–
Do czego zmierzasz? – spytałam podejrzliwie. Sasuke dalej patrzył na mnie
nieodgadnionym wzrokiem. Nie chciał mówić wprost, że oskarża o wszystko Kibę.
Miałam też nadzieję, że tego nie powie. Nie wierzyłam w to, to po prostu nie
było możliwe.
–
Czy twój przyjaciel… – zaczął niepewnie. Odruchowo zmrużyłam oczy. – Czy jest
możliwe, żeby był homofobem? Takim z krwi i kości?
Oczywiście,
że tak. Ale nie chciałam tego otwarcie przyznać. Bardzo nie chciałam, bo
wiedziałam, jakie będą kolejne słowa Sasuke. Oskarżenie.
Ojciec
Kiby jest gejem. Powiedział o tym rodzinie, gdy mój przyjaciel miał piętnaście
lat. Kiba nigdy mu tego nie wybaczył, znienawidził go za zniszczenie życia nie
tylko sobie, ale i matce, która z rozpaczy… Popełniła samobójstwo. Winą,
słusznie zresztą, obarczył ojca, który przez tyle lat okłamywał jego i panią
Tsume. Przez te traumatyczne wydarzenia popadł w fobię i szczerze znienawidził
każdego homoseksualistę. Uznał, że ci ludzie niszczą życie innym, nie są
niczego warci i powinni umrzeć. Ale nigdy nie sądziłam, że mógłby się do tego
przyczynić.
–
Odpowiesz mi? – spytał Sasuke, widząc, że się wyłączyłam. Gdy doszła do mnie
prawda o moim przyjacielu, moje oczy zaszkliły się i wszystko zdradziły
chłopakowi.
–
Naprawdę myślisz, że Kiba mógłby…
–
Nie wiem co myśleć, Sakura. Ale musisz zrozumieć jedną rzecz: Karin z pewnością
nie była jego pierwszą ofiarą. Zabił ją bez skrupułów. Tak nie strzela się do
ludzi pierwszy raz w życiu. I zatarł wszystkie ślady. Gdyby nigdy wcześniej
nikogo nie zabił, prędzej by spanikował, niż cokolwiek w tym kierunku zrobił.
Patrzyłam
na niego przez jakiś czas w całkowitym milczeniu. Nie dochodziły do mnie te
słowa. Odbijały się od mojej głowy, uparcie próbując w nią wedrzeć. A ja wcale
nie chciałam ich tam wpuścić. Broniłam się przed nimi za wszelką cenę. Nie
wierzyłam, że Kiba mógłby być… mordercą.
–
Ta mapa – zaczął znowu Sasuke – go zdradziła. Mówiłaś, że znalazłaś ciało w tym
domku, w skrzyni…
–
Czy… Czy twój brat – powiedziałam cicho, trzęsąc się ze strachu i żalu. Chłopak
zesztywniał i patrzył na mnie w napięciu. – Czy miał długie włosy? Czarne?
Sasuke
ledwie zauważalnie skinął głową. Tak samo jak ja bałam się prawdy o Kibie, tak
on obawiał się moich kolejnych słów.
–
To mógł być… on – wyszeptałam.
Widziałam,
jak twarz Sasuke stężała jeszcze bardziej. Zacisnął mocno usta i zmrużył oczy,
a jego barki niebezpiecznie zadrżały. Walczył z emocjami, z którymi ja tak
łatwo przegrywałam. Był silny nie tylko fizycznie. Nie wiedziałam, jak to robi,
ale mu tego zazdrościłam. Zachować twarz nawet w takiej sytuacji…
–
Rozumiem – odpowiedział i potarł ręką usta. Powrócił do niego dawny spokój.
Chyba po prostu się tego spodziewał… – W każdym razie, drugi punkt wskazywał na
ciało Deidary, który też był gejem. Dziwny zbieg okoliczności, prawda?
Nie
skomentowałam tego, tylko z uporem patrzyłam na jego bladą twarz.
–
Jeśli przy trzeciej kropce policja znajdzie kolejne ciało… I jeśli ten ktoś był
homoseksualistą…
–
Nie kończ – poprosiłam i zamknęłam oczy. – Błagam, nie kończ.
Tkwiliśmy
w ciszy przez dłuższy czas. Uspokajałam oddech i zszargane nerwy, starając się
nie myśleć o ostatnich dniach. Zimno jednak ciągle dawało się we znaki, przez
co zaczęłam mocno dygotać, aż w końcu moje lekkie drżenia przerodziły się w
prawdziwe drgawki. Wcale się temu nie dziwiłam – wyszłam z naszej kryjówki bez
czapki, rękawiczek i szalika. Dobrze, że w ogóle narzuciłam na siebie kurtkę.
–
Musimy iść dalej – oznajmił Sasuke i podniósł się do pionu, opuszczając pień.
Syknął przy tym cicho, a ja momentalnie przypomniałam sobie o ranie.
–
Potrzebujesz lekarza – zauważyłam i chciałam obejrzeć jego ramię, jednak jego
kpiący uśmiech kazał mi się zastanowić nad sensem moich słów. – To było głupie.
Sasuke
parsknął cicho i pokręcił głową z rozbawieniem. Nie rozumiałam, jak w takiej
sytuacji może zachowywać się tak swobodnie, ale była to kolejna cecha, której
mu zazdrościłam.
–
Będziesz musiała powiedzieć policji, gdzie jest mapa – powiedział poważnie. Nie
zajarzyłam na początku, o co mu chodzi. Dopiero później dotarło do mnie, że on
nie zamierzał tu zostać. Chciał uciec i mnie zostawić. Samą. Po tym wszystkim.
– Ukryłem ją pod kamieniem, na którym odzyskałaś przytomność w drodze do
naszego obozowiska. Mam nadzieję, że odnajdziesz to miejsce, jest dość
charakterystyczne. Ale nie możesz pójść tam teraz, bo Kiba krąży w okolicy...
Wskazałem mu nasze obozowisko jako miejsce, w którym mógłby ją znaleźć.
–
Sasuke…
–
Wiesz, że nie mogę zostać – powiedział. – Zostałbym oskarżony o uprowadzenie i
wsadziliby mnie do więzienia.
–
Wiem – przyznałam z ociąganiem. – Ale chyba nie zamierzasz mnie tutaj zostawić?
– spytałam, pełna nadziei.
Sasuke
uśmiechnął się delikatnie i wyciągnął zdrową rękę do mojego policzka. Pod
wpływem jego zimnej dłoni zadrżałam, choć nie byłam pewna, czy nie z
podniecenia. Obecnie nie odróżniałam już reakcji mojego ciała, bo było mi zbyt
zimno.
–
Nie mógłbym cię tutaj zos…
Strzał.
Drugi. Trzeci.
Szeroko
rozwarte oczy Sasuke.
Opadające
na mnie ciało Sasuke.
Mój
płacz.
Moja
panika.
Strzał.
Swoją wypowiedź zacznę od bardzo banalnego spostrzeżenia (proszę o wybaczenie, niemniej jednak jestem niemalże całkowicie przekonana, że fakt ten umknął by mi, nawet jeśli śledziłam tekst z kartką pod ręką, by notować co ważniejsze uwagi), mianowicie - od początku wiedziałam kim jest Tetsu. Psychofanki Uchihy tak już mają, że potrafią go wszędzie wyniuchać >D Oczywiście prawie zemdlałam z uciechy, no bo Twoja twórczość w połączeniu z postacią Sasuke to dla mojej waginy prawdziwe bajlando :3 Toteż na wstępie do bardziej poważnego komentarza wspomnę tylko, że dobór bohaterów okazał się strzałem w dziesiątkę – wszyscy idealnie pasują do przypisanych im ról; szczególnie Ino sprawdziła się jako ciamajdowata blondynka, nigdy niczego nieogarniająca, oczekująca na ratunek ze strony innych.
OdpowiedzUsuńI teraz powinnam zacząć bić pokłony na cześć Twojego geniuszu, Twojej pomysłowości, Twojego stylu, kunsztu literackiego. Nie dane mi było zaznajomić się z treścią książki, którą wskazałaś jako inspirację, lecz nawet jeśli w jakimś stopniu opierałaś się na fabule powieści pani Fritzpatrick, to i tak najbardziej ujmujące w tym wszystkim jest Twoje lekkie pióro. Nie mogę wyjść z podziwu dla precyzji z jaką opisujesz zaistniałe sytuacje, czy też rysujesz obraz widoków, roztaczających się przed bohaterami, dobierając najwłaściwsze słowa i formułując je w krótkie, aczkolwiek treściwe zdania. I ta objętość tekstu! Chyba po raz pierwszy w życiu czuję się całkowicie spełniona. Do niektórych fragmentów wracałam kilkakrotnie, szczególnie tych na początku, gdzie relacja Sakury i jej przystojnego porywacza dopiero co przeżywała swoje pierwsze, nieśmiałe chwile. Warto w tym aspekcie wspomnieć także o scenie zamordowania Karin – od tego epizodu powolutku analizowałam poszczególne zdania, ważąc każde ze słów, bo przy okazji pozbycia się rzekomego głównego antagonisty opowiadania, pojawiło się dwóch potencjalnych. Szczególną uwagę zwracałam na informacje odnośnie Kiby, bo wydawało mi się, że to on najbardziej pasuje do wizerunku seryjnego mordercy po tym, jak brutalnie postąpił z nieuzbrojoną i gotową do ustępstwa Karin. Aczkolwiek dziewczyna, tuż przed śmiercią , wskazała swojego zaginionego kompana jako tego niegodnego zaufania i znowu znalazłam się w kropce, choć Inuzuka i tak grał pierwsze skrzypce jeśli chodzi o podejrzenia. Jednakże w pewnym momencie, o ile dobrze pamiętam, nastąpiła mała zmyłka – Sasuke zareagował zbyt niemrawo na wiadomość o trupie w skrzyni i to na niego padło moje podejrzenie; wtedy uznałam, że po prostu wystraszył się tego, do jakich wniosków może dojść Sakura – pozbawił kogoś życia, ukrywając umiejętnie ukrywając ciało w odludnym miejscu, więc zapewne ma coś na sumieniu i z nią postąpi podobnie, jak tylko przestanie mu być potrzebna - i tym samym go rozszyfrować. W trakcie zagłębiania się w lekturę musiałam stoczyć prawdziwą batalię sama ze sobą, całą siłą woli powstrzymując się przed sprawdzeniem zakończenia, będąc dopiero mniej więcej w połowie tekstu. I ten uścisk, gdzieś w okolicy żołądka, towarzyszący mi w trakcie przeżywania wraz z Haruno jej dość nieudolnej w finalnym efekcie ucieczki z leśniczówki!
Wątek Kiby – genialny! Pozostaje tylko współczuć Ino, bo mimo iż nie wyjaśniłaś co stało się z dziewczyną, wiadomym jest, że brunet nie mógł zostawić jej przy życiu. Całą sytuację z porywaczami mógł rozegrać na swoją korzyść, obarczając ich winą za śmierć różowowłosej, jednakże jego kłamstwo i tak prędzej czy później ujrzałoby światło dzienne, w chwili z którą policja wkroczyłaby do akcji. Dalsze losy tej dwójki są bardzo intrygujące, ale w pewnym sensie cieszę się, że nam, czytelnikom, pozostają tylko domysły. Nie zakłóca to wydźwięku zakończenia.
UsuńJednakże przy całym moim zachwycie, czuję pewien niedosyt. Wielka szkoda, że nie zdecydowałaś się na opis zbliżenia Sasuke i Sakury. Jestem niezmiernie ciekawa tego typu treści w Twoim wykonaniu. Oczywiście troska Sasuke jest wielce ujmująca, a wątek syndromu sztokholmskiego, nie wiedzieć czemu, jest jednym z moich ulubionych (oczywiście o ile oprawca nie pastwi się nad ofiarą, a jest dla niej równie milusi, co brunet dla Haruno). Przyjemnie się obserwowało jak ich relacja, podbudowywana przez działania Sasuke i nieumiejętnie blokowana przez niewiedzącą czego oczekuje od towarzysza Sakurę rozwija się, a uczucia dziewczyny względem niego stają się coraz to cieplejsze. Już samo to jak Sakura zareagowała na wyjaśnienia chłopaka co do jego przymusu ukrywania się (wątek zaginionego brata) wskazywało na to, jak bardzo zaufała mężczyźnie i jak silnym uczuciem go obdarzyła.
Reasumując: nie mogę usiedzieć z wrażenia! W wolnej chwili z pewnością wrócę do tej partówki, a nawet jeśli nie do całości, to zapewne do wybranych, ulubionych fragmentów. Nigdy nie mam dość Twojej twórczości, dlatego z niecierpliwością oczekuję kontynuacji Baranku, czy też kolejnej jednopartówki. Swoją drogą, byłoby mi miło, gdybyś zechciała podzielić się ze mną chociaż odrobiną swojej weny, bo prawda jest taka, że ten komentarz jest dłuższy niż treść teksu, który przygotowuję w ramach ósmego rozdziału na Fumi.
Życzę powodzenia na sesji, ściskam mocno i przesyłam beczkę całusów :*
Spodziewałam się, że Tetsu już na starcie zostanie zdemaskowany. Ale co się dziwić - przystojny, ciemnooki brunet z towarzyszącą Karin - to musi być Sasuke! Ale wyszłam z założenia, że przynajmniej przyciągnę tym fanki SasuSaku, które będą chciały dowiedzieć się, dlaczego Uchiha ukrywa swoją tożsamość. :>
UsuńHaha jeśli to było dla Twojej waginy bajlando to chyba częściej będę pisać o Sasuke. :D
Akurat ta partówka jest praktycznie w całości oparta na "Black Ice", tylko kilka rzeczy w niej zmieniłam, więc gratulacje za pomysłowość należą się pani Fritzpatrick. No chyba, że końcówka wyjątkowo Cię ujęła, to dziękuję za pochwały. ^^
Haha ja też tak często mam, że już chcę wiedzieć, co będzie dalej, kto zamordował, kto jest niewinny i nie mogę usiedzieć w spokoju. Jestem niezmiernie zadowolona, że udało mi się wywołać w Tobie to samo, bo szczerze mówiąc, kompletnie mnie tym zaskoczyłaś. :)
Myślałam o tym, żeby opisać dokładniej zbliżenie Sasuke i Sakury, ale nie czułam się na siłach. Być może kiedyś to zrobię, pisząc inną partówkę, ale póki co wolałam zgrabnie ominąć ten wątek. ^^
Taaaaak mi milusio, że Ci się to spodobało, że z gęby nie schodzi mi szeroki uśmiech! :) Dziękuję, dziękuję, dziękuję! Za szczerą, długą i wyczerpującą opinię, za poświęcenie czasu na przeczytanie tej długiej partówki, za tyle komplementów i wywołanie u mnie uśmiechu! ^^
A co do weny - bierz ją ode mnie, bierz. Mimo wszystko nadal mnie rozpiera, co tylko mnie wkurza, bo muszę się uczyć, więc nie mam nic przeciwko, żeby zawędrowała do Ciebie. ;D
Jeszcze raz pięknie dziękuję i idę popluskać się w tej beczce miłości. <3
Przeglądając internety, właśnie natknęłam się na takie coś: http://40.media.tumblr.com/f4f547f6ab5af4a206f5ea03268e80a1/tumblr_nhba4kno8g1scdhyfo2_1280.png
UsuńAwwwwwww! Od razu mi się skojarzyło!! :3 :3 :D
IDEALNE <3
UsuńO mój Boże! Siedzę z otwartą buzią i nie wiem.. Jak na początku zobaczyłam, że tyle tego jest, momentalnie odechciało mi się czytać, ale stwierdziłam, że skoro dałam radę przeczytać opowiadania YurikO, to i twoje dam! I nie żałuję, że się za to zabrałam! Przez cały czas myślałam, że raz lubię Sasuke, a raz nie (jak mogłabym go nie lubić?), Ostatecznie go pokochałam! Tylko nie mogę uwierzyć, że Kiba ich zabił! Aż nie wiem co jeszcze mogłabym napisać! Tak bardzo mi się to podobało! Mam nadzieję, że będzie więcej takich opowiadań! :D
OdpowiedzUsuńNie przedłużając już życzę dużo weny! :*
No i właśnie dlatego zastanawiałam się, czy tego nie podzielić jakoś, bo przyznam (YurikO mnie zaraz zabije), że jak zobaczyłam objętość "Retrograde" to aż padłam i w sumie nawet nie pamiętam, czemu się ostatecznie za nie zabrałam. Ze "Skyfall" było inaczej, bo czekałam na nie niecierpliwie. :D Ale wracając - uznałam jednak, że skoro to ma być blog z jednopartówkami, to mimo wszystko opublikuję całość razem. ;)
UsuńCieszy mnie niezmiernie, że ta historia przypadła Ci do gustu. Postaram się pisać takich więcej, choć wątpię, żeby kolejne też były takie długie... :D
Dziękuję pięknie za opinię!
Buziaki. :*
Niee... To sie nie mogło tak skończyć... Jesteś okrutna... Mimo wszystko cholernie mi się podobało. W sumie nawet nie wiem co pisać... Jestem zszokowana końcówką. Kiba mordercą... Straszne. Genialnie piszesz. Nie mogę się doczekać następnej partówki no i baranka. Pozdrawiam cieplutko :*
OdpowiedzUsuńMogło i skończyło, wiem, jestem be i fe, przepraszam. :c Ale pani Fritzpatrick skończyła to sielanką (buuuu jestem okrutna x2 bo spoileruję), więc ja zdecydowałam się to zmienić. :D
UsuńBaaaardzo dziękuję za komentarz. Nie wiem, czy piszę genialnie, powątpiewam, ale zrobiło mi się naprawdę miło. ^^ Dziękuję. <3
Buziaki. :*
Aaaaaaaawrrrrrrr! To ja jutro do pracy wstaje rano i sie tak poświęcam, czytam do tak poznej godziny (jak dla mnie) a tu taki koniec!!! Jestem zalamana! Ide spac! Jutro napisze swoja opinie! Haha spokojnie bedzie pozytywna :*
OdpowiedzUsuńJa pierdole, no... Od dziś Cię nienawidzę.
OdpowiedzUsuńJa, hejter numer jeden, jeśli chodzi o SasuSaku. Ja, która powoli od trzech miesięcy zaczęłam się do nich przekonywać. Ja, która pod koniec historii zrozumiałam, że Sasuke Uchiha, to ktoś, kogo można polubić... Ba! Pokochać, jeżeli dobrze się nim operuje... Ja...
... no po prostu życie mi spierdoliłaś. xD I to potrójnie. Mam focha na kilka dni, bez kitu. Nienawidzę tak przykrych zakończeń, NIENAWIDZĘ! Oooo, zobaczysz. Odegram się na Tobie. Tch! Nara.
(ale partówkę i tak polecę xD)
Majuuuuuu kochasz mnie przecież! <333 Weź się nie obrażaj, no. :c
UsuńDo tego wszystkiego nie wiem czy bardziej zła jestem przez to tragiczne zakończenie, czy może przez to, że Kiba był zły... A może przez zmartwienie, że Ino też nie żyje. Naprawdę mam dołek przez Ciebie i sobie mnie nie udobruchasz szybko. .___.
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJestem! Kurde nie mogę być na Cb zła bo odwaliłaś kawał dobrej roboty! :) no partówka jest świetna! Od razu mi się spodobało, że akcja odgrywa sie w górach, bo je kocham! <3 co do bohaterów. Od razu wiedziałam, że Tetsu to Saske po opisie jego wyglądu :D hehe mam nosa :P czekałam tylko na moment, w którym się to wyda. Nie wiedzieć też czemu przeczuwałam że Tetsu zakuma o co chodzi i wróci z insuliną. Nie mogłam tylko rozgryzć dlaczego jej pomaga. Alr wszystko się wyjaśniło. Super dobrana Karin! Podła suka ... Tylko czekałam aż sie jej ktoś pozbędzie. Co do Kiby. Hah nie sądziłam że kiedykolwiek w blogu znajde Kibe Kibe morderce i takiego bezlitosnego drania. Masz u mnie minus za uśmiercenie Itasia. Zresztą tak samo jak Kisiel (Kishimoto). Jej już sie pogubiłam w tym co miałam napisać :D było tak miło! Miałam taką nadzieje że jakoś przetrwają i będą razem a tu taki koniec?! To jest horror normalnie! Mam mega focha! ....
OdpowiedzUsuń....
...
Chłonęłam tą historię jak niemowle mleko z cyca :P. Super i jeszcze raz super! Czekam na więcej i na baranka! <3 pozdrawiam gorąco i ślę całuski. :)
A ja nie przepadam za górami, bo są zdradliwe i niebezpieczne, a poza tym zwyczajnie nie mam kondycji. :D No i jakoś wolę morze, od gór. Hmmm.
UsuńWieeeeem, też nie chciałam zabijać Itachiego, ale musiałam dać Sasuke jakiś motyw i powód no i tak wyszło. :(
Ej, ej, nie fochaj się. Nie pozwalam. :D
Cieszę się, że Ci się spodobała ta partówka. :3
Pozdrawiam!
KURWA... [nie oznacza ono mojej frustracji zakończeniem tylko tym, że się skończyło :( ] to ja się nakręcam się jak w zegarku na ostatniej akcji, że ona ucieknie a on się schowa i będą żyć długo i szczęśliwie a tu... KONIEC, i to JAKI!!! Przez cały czas miałam wrażenie, że nie czytam, tylko oglądam film, nie wiedziałam do końca czy Tetsu to Sasuke (ale tak bardzo chciałam, żeby tak było <3 ). I w ogóle to ja mam wodę teraz zamiast mózgu, od samego początku do samego końca na całym ciele mam ciary , DŻIZAS dziewczyno, coś ty ze mną zrobiła :O czuję się jakby przejechał po mnie czołg z około kilkadziesiąt razy :D No co ja mogę powiedzieć, jak tu nawet nie trzeba treści komentować, bo po reakcji wiadomo, że kurczę toż to ZAJEBISTE jest <3 zaplanowane od początku do końca, megaśna fabuła, kurde no, brak słów, i to że ci pozabijani byli gejami i to, że Kiba ich zabił, a wiąże się to z jego historią! Nosz no partówka z górnej półki! GRATULUJĘ stworzenia czegoś MEGAŚNEGO! No WOWOWOWOWOW <3 Kurde, pomimo tego zakończenia nie czuję nie dosytu, owszem wyobrażałam sobie że będą może razem, ale do samego końca pewna jakie będzie zakończenie nie miałam, jeszcze rozważałam ewentualność taką, że Sakura zabije Kibę i takie tam a tu... MEGAŚNIE!
OdpowiedzUsuńBożku, co to za nieogarnięty komentarz, gomen :(
Pozdrawiam :D
Oj weeeź, nie mogłam dać happy endu, no po prostu no nie! :D To by nie było tak wstrząsające i nie wywołałoby w Tobie takich emocji, a mi właśnie o to chodziło. ;D Musisz mi wybaczyć. ^^"
UsuńJeśli chodzi o fabułę to gratulacje należą się pani Fritzpatrick. Nie chce przywłaszczać sobie jej pomysłu, bo ja jedynie zamieniłam niektóre motywy, którymi np. kierowali się Sasuke i Kiba, czy część scen. Choć i tak dziękuję, bo jest mi niezmiernie miło, że Ci się spodobały te moje bazgroły. ^^
Nieogarnięte komentarze są super, nie mam nic przeciwko! :D
Jeszcze raz bardzo dziękuję. <3
Pozdrawiam! :)
Ja cię rozumiem! Sama bym nie dała happy endu! :D Myślę, że zniszczyłoby to całą tę magię treści :D emocje były świetne :D to ja Ci dziękuję za ich dostarczenie <3
UsuńJaaa pieerrd....... I co, to tyle? "Mój płacz. Moja panika. Strzał"? CZYLI ON JĄ ZABIŁ, CZY JEDNAK NIE? No Boszzzz..... tym mnie zabiłaś normalnie. I ją pewnie też. Niech mnie, na bank Kiba też ją zabił. Bo inaczej ona by poszła na policję i wszystko wyśpiewała i wgl... Fuck, ale co za cwaniak! Oboje kropnął a Ino będzie mógł powiedzieć, że po prostu ich nie znalazł. Albo że znalazł ich już martwych. Albo że Sasuke zabił Sakure, a on tylko jego zastrzelił w obronie własnej. NO JA PIERDZIELE NIE PRZEŻYJĘ TEGO. Tak samo jak zakończenia "Zaginionej dziewczyny"! Tak samo wbija w fotel i pozostawia człowieka z myślą: to nie tak miało być! :((((
OdpowiedzUsuńCzytać takich zakończeń nie lubię, ale pisać... he he he he....
No dobra, to teraz na rozluźnienie atmosfery tekst, który mnie po prostu rozwalił XDDD
"Wcale nie byłaś pijana, Sakura. Dobra, może lekko wstawiona, ale nie zapominaj, że pół butelki wypiłem ja. Postaram się zapomnieć o twoich insynuacjach, że wykorzystałem cię po pijaku. Ale jeśli tak całujesz pijana, to już nie mogę się doczekać, by przekonać się, jak to robisz, gdy jesteś zupełnie trzeźwa." ♥ ♥ ♥
I ten smutek, kiedy sobie uświadamiasz, że więcej już sie nie będą tak migdalić T^T
Generalnie cała partówka na duży plus! Były zwroty akcji - na początku w ogóle bym nie pomyślała, że Kiba może być zły!; był wysoki poziom i była BARDZO dłuugaaaa. Serio podziwiam. 54str! To moje pratówki miały najwyżej, no nie wiem, z 17str max. A tak średnio to 10str xd Także pełen szacun za chęci i za pomysł! Kto by się przejmował, że inspirowany inną książką? Każdego coś inspiruje :)
Taaa, ostatnio komentarze to nie do końca moja działka, więc na tym skończę. Ale wiedz, że bardzo mi się podobało! ♥
(a teraz zbieram siły na Baranku)
Buziaki! :*
Ło jeżu jeżu jeżu! Czekałam na Twoją opinię, nie powiem. Rozemocjonować Chusti - done! Jak mi miło, to sobie nawet nie wyobrażasz. ^^
UsuńWłaśnie to jest najgorsze, że jak się czyta takie zakończenia, to to tak boli i ma się ochotę utłuc autora. A pisać je jakoś tak łatwiej. :D
Samą siebie też zdziwiłam, że ta partówka ma tyle stron. Miałam w planach ciągnąć ją jeszcze chwilę dłużej i penwie by tak było, gdybym bezczelnie nie wymordowała głównych bohaterów. ;DD Ale zdarza się, no. Przyznaj, że gdyby "żyli długo i szczęśliwie", nie miała by tego... czegoś.
Śmieje się do laptopa jak głupia. xD Cieszę się, że Ci się spodobało, bo Twoja opinia jest dla mnie bardzo ważna. ^^ Wiesz. to uczucie, gdy Twoją twórczość komentuje osoba, która tak imponuje... :> DZIĘKUJĘ!
Buziak! :*
Taaa dam! Jestem! :D
OdpowiedzUsuńWczoraj czytałam Twoją partówkę i czytałam, i czytałam.... Ale wreszcie przeczytałam. Potem musiałam swoje po przeżywać i takim sposobem dziś ledwo patrze na oczy XD Ale warto było! :D
No to słuchaj:
Na początku kłaniam Ci się nisko za te strony w Wordzie, w życiu bym tyle nie napisała, nie chciałoby mi się :D I zapewne w połowie już bym straciła cały zapał, także serio podziwiam!
Pozwól, że po rozpływam się nad Twoim stylem pisarskim. Już nie będę Ci mówić, że chciałabym pisać właśnie tak jak Ty, bo to jest oczywiste, ale powiem Ci, że każdym razem zachwycasz. Piszesz prosto i dla ludzi, a to sprawia, że za każdym razem porywasz mnie do swojego świata, a ja chce w nim zostać. ;3
Cała ta historia na początku wydawała mi się nudnawa. Jakaś zima, śnieżyca i nie za bardzo wiedziałam co się dzieje, ale z czasem nie mogłam oczów oderwać! Tyyyle się działo!
Ja się przyznam otwarcie, że nie miałam pojęcia, że Tetsu to Sasuke, niby opisałaś go, ale jakoś tak się nie pokapowałam. W życiu bym nie pomyślała, że podał fałszywe imię! Do samego końca nic nie podejrzewałam. W końcu możesz sparować ze sobą kogo tam chcesz, więc nic nie podejrzewałam.
A pochwalę się, że parę pojęć załapałam przy czytaniu, nie wiedziałam co to syndrom sztokholmski, ale sprawdziłam sobie i już wiem! Ha! :)
Rozśmieszyła mnie Ino leżąca w śniegu, może nie powinnam się śmiać, ale jak o tym przeczytałam to się zanosiłam XD Jakby co, wybacz!
Oj, Karin mi się wydawała od początku tą złą postacią, a tu bam i w końcówce nie jest już taka zła, ale i tak zachowywała się jak suka! O!
Kiba to już w ogóle mnie rozwalił. Homofob, kolejne słówko do słownika. Ja sobie na początku myślałam, że on to będzie jaką tam pozytywną postacią, a tu taka niespodzianka! Zastanawiałam się o co chodzi z tym trupem w skrzyni, ale wszytko wyjaśniłaś perfekcyjnie!
Ubolewam nad zakończeniem! Wiem, że nie zawsze może być fajnie, ale miałam ochotę popłakać sobie w kącie, a potem wrócić i na Ciebie nakrzyczeć! Noooo, a ja już w głowie miałam ślub dzieci, a tu - bum, bum! - i nici z moich planów. Mam złamane serduszko! </3
Zastanawiam się - pewnie jak inni - co się stało z Ino? No Kiba niby ją kochał, ale co mógłby jej powiedzieć, jak się wytłumaczył?
Ja tam myślę, że żył z nią dalej i wcisnął jej jakąś bajkę, ale odpowiedzieć na to pytanie możesz tylko Ty.
Czekam na kolejną partówkę!
Przesyłam Ci moc pozytywnej energii :)
Linki
Haha wieeem jest okropnie długa i się ją właśnie tak czyta, czyta, czyta i końca nie widać. ._. Ale nie chciałam jej dzielić, w końcu to jednopartówki, nie? xD
UsuńI teraz nadszedł ten moment, że nie wiem, co powiedzieć. Jest mi tak niesamowicie miło, mam banana na ustach większego niż... Nie wiem co nawet. xD Ale uśmiecham się cały czas i chyba się nawet rumienię. Dziękuję! Jeeej, tyle miłych słów, nie spodziewałam się! :D
Hyhyhy, początek nudny ale za to jaka końcówka, nie? xD Wiem, że chcesz mnie za nią zabić, ale weź mi oszczędź. xD Wiem też, że złamałam Ci serce i pewnie innym też, ale musiałam. Przepraszam. :*
Oja! Czyli udało mi się chociaż jedną osobę zaskoczyć, że Tetsu to nie Tetsu, a Uchiha! Teraz cieszę się jeszcze bardziej! :D
Też się uśmiechałam, gdy pisałam o Ino w śniegu, ale im raczej do śmiechu nie było. Wiesz, ona tam prawie zamarzła. xD
Tak właśnie zastanawiałam się, kogo wkręcić na tego złego i kto jednocześnie pasował by do Ino, żeby na początku nie wzbudzić podejrzeń. Padło na Kibę i widzę, że nie był to taki zły pomysł. ^^
A co do tego, co z Yamanaką... Nie odpowiem Ci na to pytanie, wiesz, zakończenie otwarte i te sprawy... xD Poza tym sama chyba tak naprawdę tego nie wiem. ._.
Dziękuję za tak obszerny komentarz i tyle miłych słów! Aż miło mi się będzie uczyć mikrobiologii! :D
Buziak! :*
Przypomniało mi się, że nie skomentowałam tego, a mam co do komentowania.
OdpowiedzUsuńJAK MOGŁAŚ Z ITACHIEGO ZROBIĆ GEJA?! Jeśli Itachi jest gejem to ja osobiście zmieniam płeć i doszywam sobie penisa.
Ogólnie jak to czytałam, to postać Sakury kojarzyła mi się z Mayako. Nie wiem czemu, ale ten sposób wyrażania się i w ogóle. Taka twarda, niezależna, jednocześnie kochana i wariatka. W dodatku spieprzająca przed rosomakiem. Tak, to zdecydowanie skojarzyło mi się z naszą Mają.
Koniec nie powiem, że mnie nie zaskoczył. Byłam pewna, że Sakura ucieknie do Kiby, choć przeczuwałam, że Kiba kogoś zabije. Nie wiem czemu, ale takie miałam odczucie, że będzie chciał odbić dziewczyn i zamorduje kogoś. Ten cały Tetsu nadawał mi się na Sasuke od początku i mnie to nie zdziwiło. Chociaż gdyby do końca pozostał Tetsu to też nie byłoby źle.
No, ale najciekawsze - postać Inuzuki. Nie myślałam, że to on okaże się seryjnym mordercą. Gdy czytałam, zauważyłam, jak często wspominasz o mapie. Doszukiwałam się w niej czegoś kluczowego, jednak nie spodziewałam się takiego zakończenia. Kurdę, opowiadanie jest mocne i tym razem naprawdę pojechałaś. Nie wiem na ile oparłaś się na fabule tego czegoś ( nie wiem o czym mówiłaś, nie czytałam/widziałam) jednak jeśli te zwroty akcji są Twoim wymysłem to powinnaś pomyśleć o napisaniu jakiegoś konkretnego kryminału i nie mówię tutaj o blogu.
Pozdrawiam <3
Hahaha Domi z penisem, to mogłoby być ciekawe. xD Ale ej, na Baranku przynajmniej nie jest gejem, więc może ten penis nie będzie aż tak potrzebny... :D
UsuńHahaha! Pamiętasz, jak myślałam o wkręceniu was w partówkę? Mayako miała być Karin, ale nie chciałam jej zabijać, więc zostałam przy postaciach z "Naruto" xDDD
Ha! Wiem, że pojechałam. Zwłaszcza z długością. xD Ale nie nadaję się do pisania kryminałów, reaaaaally. Akurat ta partówka była w bardzo dużej części odwzorowaniem "Black Ice" i jakoś... Wolę lekkie romanse. xD Choć kto wiem, może kiedyś zmienię zdanie...
BUZIAKI! <3333
Woooooooahhhhh!!!!!! Dobre to jest!
OdpowiedzUsuńOstatnio jak Ci pisałam tu na chacie, że przeczytam jak się ogarnę, to nie ukrywam - przeczytałam kilka komentarzy i jak zobaczyłam, że to będzie o SasuSaku, to nabrałam lekkiego dystansu, no bo za różową niezbyt szczególnie przepadam i ogólnie za tą parką, ale widzę, że niepotrzebnie się tak nastawiałam, bo po przeczytaniu, nie wyobrażam sobie w ich miejsce kogoś innego. Serio :)
Podczas czytania słuchałam tej piosenki: https://www.youtube.com/watch?v=JyOeMBERr1Y kurde! Idealnie mi tu pasowała :D
Chylę czoła, bo do Sakury nie łatwo mnie przekonać, ale w Twojej partówce to babka z łbem na karku, która nie jest ani super bohaterką, ale też nie jest nie wiadomo jaką twardzielką, co to nikt jej nie podskoczy. Idealnie ją wyważyłaś.
Byłam zaskoczona postępowaniem Karin. Na początku myślałam, że Sasuke chce ją zabić i dlatego tak niechętnie przyjął Ino i Sakurę do domku. Myślałam, że Sasuke będzie psychopatą, a Karin jego niczego nieświadomą dziewczyną, która też stanie się jego ofiarą, a tu z niej wyszła taka sucz!
Nie dziwię się, że u Sakury wystąpił syndrom sztokholmski. Była w tak beznadziejnej sytuacji, że aż byłabym w szoku, gdyby nie przywiązała się do dobrego zachowania Sasuke.
Nie spodziewałam się, że Kiba okaże się seryjnym mordercą - bo tak już w sumie można go nazwać. Sześć morderstw z zimną krwią. Uraz urazami, ale takie myślenie jest przerażające. Dobrze, że poruszasz kwestię homofobii, bo wiadomo, że jest to problem współczesnego świata. Zwracasz uwagę na takie problemy i uświadamiasz swoich czytelników, że takie rzeczy faktycznie na świecie się dzieją, choć nie zawsze o tym myślimy.
Żal mi Karin, wiadomo - człowiek jest w stanie zrobić wiele, aby chronić własną dupę, a ona nawet nie miała szans, aby się jakoś wytłumaczyć, ani nic.
No cóż, dzięki komentarzom wiedziałam, jakie będzie zakończenie. W ogóle budowa ostatniej sceny mnie zaciekawiła, przez to ją przeczytałam i na początku myślałam, że to będzie opowiadanie typu: Sasuke i Sakura wybrali się na jakieś wakacje do wygnajewa, gdzie dopadł ich porywacz i morderca w jednym. Ta dam! A tu taka niespodzianka. Żeby nie było - w niczym mi to nie przeszkodziło, nie należę do tych osób, którym nie wolno opowiadać do przodu, co się będzie działo, bo zawsze przebieg całej akcji jest dla mnie ważniejszy.
Cieszę się, że uśmierciłaś bohaterów - znaczy cieszę się. Chodzi mi o to, że końcówka nie jest ckliwa, przewidywalna. Nie zawsze happy endy są pożądane. Fajny element zaskoczenia.
Jedyny mój niedosyt? Jestem ciekawa, co stało się z Ino.
Dziękuję Ci za napisanie tak świetnego i wciągającego opowiadania. Warto było poświęcić ponad 3h na przeczytanie "historii pewnej zakładniczki". Na pewno zapadnie mi w pamięć. Przepraszam za tak chaotyczny komentarz, za to, że pewnie nie umieściłam tutaj wszystkiego, co mogłabym skomentować, bo mój mózg przestaje już normalnie pracować - powtarza mi tylko jedno słowo: Spać!. No i objętość jest taka, że nie byłam w stanie spamiętać wszystkiego, co chciałam napisać.
Pozostaje mi tylko czekać na następną partówkę <3
Życzę weny! :*
A i wiem! Żeby nie było tak kolorowo, to składam zażalenie: Gdzie erotyk? Ja się pytam! Już się wczuwałam, a Ty tak chamsko przerwałaś xD
Buziaki :*
Aleś Ty jest, no wiesz co! Tak sobie zaspoilerować. Nie mówię tu o paringu, bo i tak pewnie byś się skapła, że Tetsu to Sasuke, ale końcówkę... ._____. I nici z niespodzianki. :<
UsuńPiosenki nie znałam, ale rzeczywiście tu pasuje. xD Fajny klimat tworzy z tym opowiadaniem. ^^
Nie chciałam przesadzić z Sakurą, która to niby jest nieustraszoną babeczką, co to jej nikt nie podskoczy. Wtedy by się nie przyjęła, a ja sama bym jej nie strawiła. :D
Hihi, miałam nadzieję, że Karin zaskoczy czytelników swoim zachowaniem. Jupi jej! :D
Nie tylko nie myślimy o homofobii. Gorzej, o tym się jakoś szczególnie nie mówi Okej, niby jak są te wszystkie marsze równości to zawsze jakiś psychopata rzuca w homoseksualistów pomidorami i czymś znacznie gorszym, ale chyba nie słyszałam w mediach żadnego przypadku o ataku na osoby innej orientacji, a dam sobie rękę uciąć, że takie się zdarzają. I to nierzadko. :<
Gdybym zrobiła ckliwą końcówkę, to chyba sama siebie bym zabiła. xD Skoro lubisz spoilery - Becca Fritzpatrick zrobiła końcówkę ckliwą pt.: "I żyli długo i szczęśliwie". Bleeeeeh. I to jeszcze zrobiła to najgorzej, jak tylko mogła. .____. Dlatego musiałąm, po prostu musiałam to zmienić. xD
O mamuniu, aż trzy godziny? Aż mi głupio, że zabrałam Ci tyle czasu, a jednocześnie niezmiernie miło, że nie uznajesz go za zmarnowany. ^^ To ja dziękuję za tak obszerny komentarz i tyle ciepłych słów. <3
Kolejna, co to o erotyk mnie męczy. xD BĘDZIE. W kolejnej partówce, skoro tak bardzo chcecie. Ale utknęłam właśnie przed tą sceną i próbuję się przemóc. xD
Dziękuję jeszcze raz i wysyłam buziole. :*
Dla mnie to i tak była niespodzianka, bo myślałam w zupełnie odmienny sposób, niż Ty (no, że spodziewałam się innej historii) :)
UsuńTak, na pewno zdarzają się jeszcze gorsze rzeczy, ale nigdy się nad tym nie zastanawiamy... Wczoraj obejrzałam Snajpera z Cooperem, który otworzył mi oczy na wojnę, że jest wszechobecna, a my potrafimy jedynie narzekać, że telefon nam się rozładował... Masakra!
Dawno temu obiecałam sobie przeczytać tę książkę i jak już mam czas, to o niej zapominam i biorę się za jakieś inne, a jak nie mam czasu, to nagle do głowy przychodzi mi "Black Ice", ale że Beccę lubię to i tak pewnie mi się będzie podobać :P
Hahaha, już sobie wyobrażam Twoją reakcję: Trzy godziny? To Ty tak wolno czytasz? xD nie, no żarcik (choć może i nie? :P). Tak, to był naprawdę dobrze spożytkowany czas, więc nie musi Ci być głupio ;*
No wiesz, po kim jak po kim, ale po mnie powinnaś się spodziewać takiego nękania :P Też często utykam przed tymi scenami, więc ze spokojem mogę Ci powiedzieć, że znam ten ból ;)
A można wiedzieć, o kim będzie następna partówka? :)
Też muszę się wybrać na Snajpera, podobno naprawdę dobry film. A skoro oprócz wprowadzania ludzi w zachwyt otwiera im również oczy na różne sprawy, to musi być perełką wśród tych wszystkich badziewi, które ostatnio się pojawiają w kinach.
UsuńNie, nie chodziło mi o to, że wolno czytasz. xD Zapewne odrywałaś się od tej partówki co jakiś czas (ja tak mam gdy czytam coś naprawdę długiego na komputerze, bo zwyczajnie zaczynają mnie boleć oczy .___.). Ale sam fakt, że tyle czasu Ci zabrałam... Ech. xD
No wieeeem, zboczku, wiem. Ale spokojnie, trochę ruszyłam z akcją - już się całują. xDDD
Hmmm, zdradzić, nie zdradzić, zdradzić, nie zdradzić... No dobra. Ale zdradzę tylko jedną osobę z paringu, reszty domyślaj się sama. xD O Kakashim. :> Jak myślisz, z kim go spiknęłam? :D
Jeśli lubisz oglądać biografie i nie przeszkadza Ci przemoc, to Ci się spodoba. Moim zdaniem warto iść, bo dla mnie ten film jest bardzo wartościowy, no ale co kto lubi...
OdpowiedzUsuńMnie oczy rzadko bolą, są już zahartowane, ale prawda, odrywałam się bo ciągle latałam do kuchni po żarcie albo picie, nie potrafię tyle usiedzieć w jednym miejscu :)
Są postępy, zaraz ciuszki polecą ;) <3
KAKASHI <3 O mamuniu, jak ja dawno o nim nie czytałam <3 Kocham Cię za ten wybór, ale za tą zgadywankę to uduszę, teraz będę rozkminiać, o kogo chodzi xD Jeśli to jakaś babka z anime, to obstawiam Tsunade lub Anko - tak niekonwencjonalnie :P Bo o Sakurze dopiero co pisałaś, to ją wykluczam ;)
Hyhyhyhy, ciuszki już poleciały, prawie wszystkie. :DDD
UsuńJeśli powiem, że nie trafiłaś, będziesz zgadywać dalej? To zgaduj! ;D
Oesu, dziewczyno, tą partówką rozjebałaś system i mój umysł! Nawet nie wiem co o tym wszystkim myśleć...
OdpowiedzUsuńMam wrażenie, że kiedyś oglądałam film z wątkiem syndromu sztokholmskiego, ale nie pamiętam już tytułu. Ale kurcze było też coś o śnieżycy ;-----------; A może mój mózg płata mi figle, bo czytając tę partówkę miałam deja vu, choć nie czytałam książki.... Kurde, muszę go znaleźć, bo fabuła była naprawę strasznie podobna, będzie mnie to teraz męczyć, no nie! Chociaż fabuła raczej nie była taka sama, to na pewno coś było o górach i syndromie sztokholmskim, bo pamiętam jak szukałam coś o tym informacji...... Gez, nie przypomnę sobie! A może czytałam po prostu wcześniej tę partówkę na jakimś haju i nie pamiętam? Dobra dość mojego ględzenia na ten temat XD Partówka!!!!!!!
Ogólnie jestem wniebowzięta, seryjnie! Kurcze, to napięcie, wszystko dosłownie czytałam na jednym wydechu i prawie zapomniałam jak się oddycha. Co Ty ze mną robisz -.-
Siedzę i trawię wszystko co przeczytałam... Mój mózg tego nie ogarnął... Za dużo tych emocji.
Co do fabuły, kurcze... To co Sakura znalazła w skrzyni.. Aż mi się niedobrze zrobiło na samą myśl. Też myślałam, że na początku zabiła go Karin, zrobiłaś z niej niezła psychopatkę. W sumie powiem, że wiedziałam od razu, że to Sasuke. I kurcze od kiedy wybiegł za nią do lasu, to wiedziałam, że mają się ku sobie i się ze sobą prześpią, no! Tylko czemu to się miało tak skończyć? :(((
sumie jak Sasuke zaczął opowiadać Sakurze o tym jak szukał swojego brata, to już wiedziałam, że to ten ze skrzyni. Ale kurcze, nie spodziewałam się, że to Kiba i był homofobem... Kurcze, wciągnęłam się w tę historię, zwłaszcza z tym zaskoczeniem. I Ino, z którą nie wiadomo co się stało, choć niby była bezpieczna...
No nic, muszę ochłonąć nim zabiorę się za kolejną partówkę.
Pozdrawiam! :)
Teraz to ja jaram się jak pochodnia. xD Twój komentarz wprawił mnie w dziką radość, dziękuję! :D
UsuńStrasznie miło się czyta, że ktoś przez Ciebie nie mógł oddychać, jakkolwiek strasznie to brzmi. xD
Dziękuję pięknie za komentarz, cholernie mi miło. :3
Pozdrawiam!